sobota, grudnia 29, 2007

Karkurator

Bardzo zajebiaszcze narzędzie pojawiło się na stronie bieganie.pl ( która to ostro powróciła do polskiej areny biegowej www, dla mnie obecnie nr. 1 ) Jest to mianowicie kalkulator intensywności treningu, wprowadzam sobie dystans powiedzmy 10 km, z czasem 36 min i max. tętnem 180 i wyskakują mi szczegółowe informacje dotyczące tętna, odcinków, prognozowanych czasów na innych dystansach. Stosować , obliczać, zapierd...... KALKULATOR

czwartek, grudnia 27, 2007

Daleko ?

Wychodzi to głównie na wybieganiach, takich po 20-25 km, umysł zawodnika AR, ultramaratończyka czy choćby pielgrzyma zaczyna analizować sens słowa "daleko". Czym jest zatem "daleko" dla ultrasa? Czy 300-1000 metrów to daleko? W podstawówce na sprawdzianach w takim przedziale płuca wisiały na agrafkach i dla wszystkim było to iście "daleko". Tak samo jak dojście do szkoły 1200 metrów dłużyło się czasem i do godziny, było "daleko". Może 5 km ? Rekord świata w biegu na 5 km wynosi 12:37,35 więc dla ultrasa jest to chwila na baton energetyczny czy przypuśćmy przepak, zapewne 5 km to "daleko" dla normalnego ucznia liceum czy studenta który ma problemy z przekonaniem psychiki, że taki dystans można przejść a co dopiero przebiec. 10-20 km, no tu już nawet dorosły człowiek analizuje kilometraż, że taki dystans to by się rowerem ciężko jechało a i samochodem parę minut trzeba posiedzieć za kółkiem, więc nawet dla dorosłych to już jest "daleko". Dla niektórych za daleko by się oddalać od domu na takie kolosalne dystanse nawet autem ;-) Maraton ? 42,195 km, na nogach? Zawodnicy MTB uznają to nawet za niezłą jednostkę treningowa na rowerku. Pomyślmy że nie tak dawno temu na Dzikim zachodzie, parowozy i dyliżansy pokonywały takie odległości powiedzmy przez pół dnia, i to dla koni czy takich ciuchciów daleko iście było zajebiście. W porównaniu do Harpagana (100 km) czy przeciętnego AR podchodzącego 200-300 km czy 1000 Km PrimalQuest, to jest mniej niż 50%. Dla mnie przed startami ultra, było to "daleko". W czasie biegu maratońskiego, przy skurczach w połowie dystansu - meta była nadal "daleko". Przed pierwszym startem w The North Face Adventuretrophy 2005 dystans 230km to było bardzo "daleko", został on pokonany w 29 godz. i było faktycznie "daleko" Czym jest daleko dla zawodników np.Speleo Salomon startujących w największych imprezach AR na świecie. Ale osoba której najbardziej chciałbym zadać pytanie - Ile to jest dla Ciebie "daleko" ? To Ian Adamson mój idol i jeden najmocniejszych zawodników na świecie, ikona AR. Może 1000, może 2000 km ? Wyśle mu zapytanie ;-) Dla mnie daleko zaczyna się od 70 km na nogach, wtedy przychodzi pierwszy duży kryzys który mówi mi że już jestem daleko i mogę zwolnić lub nawet przestać się poruszać ;-) Takie myśli mnie dręczą na wybieganiach 20-25 km które mijają jednak bardzo szybko, bo to nie jest "daleko". A dla was daleko to ile ?

czwartek, grudnia 20, 2007

Babuszka


W noc wtorkową, jeszcze przed q.rwą kulszową oglądałem w TVN program Jacka Hugo-Badera "Pozdrowienia z Polszy". Jacek napisał kilka lat temu książkę "W rajskiej dolinie wśród zielska" będąc korespondentem Gazety Wyborczej (prawie jak Kapuściński) podróżował po Rosji i spisywał najsmakowitsze kąski. Teraz z kolei jeździ z Kamerą po Ukrainie i też takowe kąski łapie. Odcinek wtorkowy dotyczył tzw. biedaszybów (czyli nielegalnych kopalni węgla), Jacek wchodził w dziury, pił wódę z górnikami. Najciekawszym faktem który się przydarzył i został przezemnie częściowo zarejestrowany kamerą telefonu to trenująca Babuszka. Jadąc autem wyskoczyli za nią z kamerą i zaczęli ją gonić. Babciu zatrzymaj się to pogadamy, babcia mówi na to że nie może, bo jej potem ciężko ruszyć. Jacek mówi że on też biega długie dystanse (startowałem z nim nawet w jednym półmaratonie w Wawie) i pyta babci ile ona trenuje, a babcia na to że 3 x tygodniowo po 18 km. Reszta na słebej jakości filmie ;-) Plery już mniej bolą

środa, grudnia 19, 2007

Q...rwa kulszowa

No jak to jest ? Człowiek zapier......, trenuje, bierze multiwitaminy, chodzi na basen także celem wzmocnienia mięśni kręgosłupa, ćwiczenia robi ( jak widać za mało ), a potem jakieś głupie zdarzenie losowe wywala, wypierdziela cały plan wszystkie micro, marco i inne cykle treningowe. A to kostka a to kolano a to Q.rwa kulszowa. Wczoraj mi sie to przytrafiło, w pracy pochyliłem się i podnosiłem krzesło ( niedozwoloną jak widać techniką ) i łup jakiś taki jakby prąd po plecach, bezdech i chwilę potem już wiedziałem czym to się skończy. A to ręki nie mogłem podnieść wyżej niż ból pozwala, a to sie obrócić, w to wstać do pionu bez odpowiedniego rozpędu. Szlag by Cię q.rwo kulszowa. Myślę sobie, "nie ma letko" czy "inni mają jeszcze gorzej..." czy "szur szur szur to idą umarli" nie będzie mnie jakaś dziwka (q.rwa kulszowa) prowadzać. Zatem jako w planie było postanowiłem z pracy do chaty pobiec z tą Q.rwą kulszową - około 7 km. No i pobiegłem, wprawdzie 10 min. dłużej niż zwykle ale dotarłem. Jak trzymałem stałą prędkość to nawet bardzo nie jęczałem ;-) tylko gdy się musiałem odwracać przypominało mi się że boli. Ale noc. Noć q.rwo kulszowa aż tak seksowna nie jesteś żeby mi w nocy spać nie dawać. Myślę przeboleje, no bo co innego zostało, mazideł nie mam, a i tak byłby problem z nacieraniem. Próbowałem trochę rozciągać ten mięsień najdłuższy, próbowałem tylko do obrotu ciała na lewa stronę i mi się odechciało. Ranek nadeszedł, i kolejna komedia ze wstaniem, ubieraniem i całą resztą. Do pracy autem i jestem, siedzę, dumam o mazidłach i o tym jak tę q.rwę kulszową wydymać. Dziś bez treningu, dzień dumania. Noż w morde kopana mać.

poniedziałek, grudnia 17, 2007

Znielubiane

Mimo że wczorajszy trening wypadł nadzwyczaj przyjemnie ( temperatura około zera, fajna muza w uszach, brak ruchu na drogach, lekki śnieżek, 23 km po 4'40"/km ) moją głowę zaprzątały myśli o tym co mnie wkurza na treningu, przed i po. Zatem taka mała lista która zapewne będzie uzupełniana. Powstanie narazie lista znielubianych biegowo znielubów, jako kontra musi powstać lista plusów.
Zatem:
Przed bieganie wqr... mnie
- gdy nie wychodzę o tej godzinie co miałem się wytoczyć,
- gdy wogóle muszę przekładać trening na popołudnie lub wieczór,
- jak mi buty nie wyschły,
- jak mnie coś boli,
- jak mnie zaczyna ssać po ostatnim posiłku, tutaj moja psycha czasem przegrywa,
- jak mam rozładowaną mp3-kę i muszę szukać baterii-akumulatora,

Na treningu
- jak wychodzę i przez pierwsze 5 min. pada deszcz, przestaje i potem biegnę cały mokry ( to niech już qrw.... pada przez cały trening )
- jak mi kolka nie przechodzi tylko się pogłębia,
- jak mnie ssie gdy pomyślę o jakimś żarciu,
- jak mi się but rozwiązuje, zwłaszcza na II zakresie a na zawodach to już nie wspomnę że mnie qrwica strzela, raz przez to podium straciłem na BnO !!!!!
- jak zapomnę PAPIERU !!!!!!!!!!!!!!!!
- jak biegnę pod wiatr obojętnie w która stronę zmieniam kierunek,
- jak mnie goni kundel który nie wiem czy mnie ugryzie, jakby mnie tylko dotknął to bym mu z kopa wypier..... w bebech ( to działa spróbujcie )
- jak zapomnę PAPIERU !!!!!!!!!!!!!!!!
- jak widzę nowe śmieci zostawione przez kretynów w lesie,
- jak wpadam tylko jedną nogą w wodę, wtedy się długo zastanawiam czy tej suchej dla świętego spokoju nie wpakować w wodę,
- jak mnie jakiś kierowca ochlapie lub co gorsza trąci np lusterkiem, a jak specjalnie wjeżdża w kałużę żeby mnie chlapnąć to żałuje że wielkiego kamienia nie mam akurat w dłoni,
- jak mi się robi supeł w gaciach, a mi się akurat chce potrzebę fizjologiczną !!!!!!!!!!
- jak zapomnę PAPIERU !!!!!!!!!!!!!!!!
- jak się muszę spieszyć z treningiem bo coś tam na mnie czeka,
- jak mi mucha wpada prosto na podniebienie i nie mogę jej wywalić,
- jak mnie komary tną gdy jednak nie zapomnę papieru, zimą akurat komary odpadają,
- ale za to jak mi się zechce w obszarze zabudowanym - tragedia,
- jak kogoś spotkam znajomego i nie da mi dokończyć treningu, lub co qrw... jeszcze gorzej chce mnie podwozićććććććććććć!!!!!!!!!!!!
- jak do mnie strzelają z pistoletu na kulki, jeszcze nie strzelali ale już mnie sama myśl rozpierd....
- śmieci w lesie, nie muszą być nawet świeże,
- natrętne myśli lub głupie piosenki które się same śpiewają i nie wiadomo jak się ich pozbyć ze łba,

Po treningu
- brak ciepłej wody ( czasem bywa )
- jak ktoś-coś na mnie już czeka,


Narazie tyle. Lista jest otwarta. Na następnym długim treningu myśle tylko o plusach ;-)

sobota, grudnia 15, 2007

Po górach.

Takwięc pobyt w Tatrach zakończony kilkadziesiąt kilometrów w nogach. Za mało tam przebywałem. Aby skutek ładowania akumulatorów - załapanie deficytu czerwonych krwinek został uruchomiony, należy przebywać na wysokości przynajmniej 1000 metrów przez co najmniej 10-14 dni. Mój pobyt i treningi mogę zaliczyć raczej do biegania po górkach w lodzie i wodzie, niż stwarzania podbudowy pod treningi szybkościowe. Należy zatem kotłować na moich nizinach z kilkoma wzniesieniami, a deficyt tlenowy uzupełniać na basenie. Niestety bez sumiennie przepracowanej zimy wiosna i lato są skazane na mizerne pożeranie glikogenu - czyli zaciąganie dużego długu przez organizm. Na krótkich imprezach jest to do odżałowania, lecz na rajdach itp... niestety organizmu nie oszukamy. Potrzebuje on wtedy ustalonego przełącznika z glikogenu na wolne kwasy tłuszczowe, a przełącznik taki tworzymy katując się codziennie na długich dystansach z niską intensywnością. Nie straszny nam wiatr, deszcz, śnieg, mróz, dobry program TV, wychodzimy na trening. Co mnie najlepiej motywuje - to proste:
Nic nie muszę, a jednak to robię. Nic nie muszę a jednak się męczę. Wieje leje, jest zimno , mokro, czuje się zmęczony przed wyjśćiem. Po co to robić po co się przebierać i biec pod wiatr, przecież moge zostać w cieple, obejrzeć tv, pograć, poczytać. Nie musze nigdzie wychodzić.

I wtedy właśnie wychodzę.
Oby do wiosny ;-)

Po górach.

Takwięc pobyt w Tatrach zakończony kilkadziesiąt kilometrów w nogach. Za mało tam przebywałem. Aby skutek ładowania akumulatorów - załapanie deficytu czerwonych krwinek został uruchomiony, należy przebywać na wysokości przynajmniej 1000 metr

sobota, grudnia 08, 2007

Zakopane Kościelisko - lodowisko

Koscielisko straszliwie zalodzone, dzis pierwszy trening, spokojne wejscie w gory - Koscielisko-dol. Malej Łąki-Przysłup Miętusi-Dol.Koscieliska-powrót. Wyszlo 15 km, srednia 10min/km, 400 metrów przewyzsznia. W dolinach i na osniezonych odcinkach lód, biega sie bardzo asekuracyjnie, wyżej jest cieplej i fajnie sie biega, zatem jutro chcialbym zaliczyc przelęcz Iwaniacką. Pogoda pod psem lub barowa, spać lub pić ;)

środa, grudnia 05, 2007

Forerunner 50 vs Forerunner 305/Edge 305


Pojawił się Forerunner 50 więc pojawia się także test porównawczy;-)
Trening testowy przebiegał w warunkach zmiennych. Pierwszego dnia trasa miała 11,5 km z czego 5 km stanowiło twarde asfaltowe podłoże a resztę drogi leśne. Drugi trening to porównanie pomiarów typowo leśnych na równych krosowych pętlach.

Tak wygląda w pudełeczku:



Garmin Edge 305 / Forerunner 305 dalej zwane E/F, jak i nowy Forerunner 50 dalej zwany F50, posiadają takie same paski pomiaru tętna więc test przebiegał z jednym paskiem dla obydwu czytników. Standard Garmina obejmuje także czujniki takie jak kadencja czy FootPod (czujnik montowany na sznurowadła do bez GPSowego pomiaru dystansu i prędkości biegu – wymaga kalibracji).

Wygląd zegarka F50 zdecydowanie odbiega do F305, jest przynajmniej trzykrotnie mniejszy i lżejszy, nie ma wbudowanego akumulatora oraz odbiornika GPS. F50 posiada przyciski typowe dla pulsometrów, zmiana funkcji, start – stop, lap. Specyficzna dla niego jest obsługa menu konfiguracyjnego z coraz dalszym zagłębianiem w ustawienia. W instrukcji jednak dobrze opisane, więc nie stanowiło to problemu. FootPod jest malutkim czujnikiem z mocnymi zatrzaskami, trzykrotnie mniejszy od czujnika POLARA RS 200 SD, zbliżony do czujnika RS 800 SD, nie wiem jak jest z jego gubieniem, znam natomiast dwie osoby które utraciły w czasie biegu czujniki POLARA S2. Wyświetlacz podzielony jest na dwie linie z czego górna posiada wyraźniejsze grubsze cyfry. Polar ma przewagę trzyliniowych wyświetlaczy, oba nie równają się z E/F, które to, mogą wyświetlać od 2 do 10 parametrów na 2 przełączanych ekranach.

Na początku F50 wymagał kalibracji FootPod, odbyło się to już na początku treningu, z pomocą Edga odmierzyłem 1000 metrów na asfalcie w swobodnym biegu i tyleż wpisałem do F50. Następnie zresetowałem i od zera prawie jednocześnie wystartowałem. Oba miały ustawiony Autolap 1 km.
Trasa dnia pierwszego to 2,5 km asfalt następnie 7 km drogi leśne i 2 km asfalt. Z E/F biegam już 6 miesięcy więc wszystkie wyświetlane ekrany mam dostosowane do potrzeb, widzę tam na pierwszym prędkość/dystans odcinka/tętno odcinka/czas ogólny, na drugim tętno/średnie tętno/ wznios czyli suma podbiegów/aktualna godzina, zatem pierwsze dwa kilometry upłynęły na porównywaniu wyświetlaczy (kolejność wyświetlanych danych i ich jakość). Dla F50 w czasie treningu i przełączaniu przyciskiem view na górnej linii wyświetlane są:
- czas treningu,
- tętno aktualne,
- aktualna prędkość w minutach/km,
- dystans całkowity,
na dolnej linii za każdym razem wyświetlany jest aktualny czas treningu – cyfry są „chude” i wąskie ale dają się przeczytać.

Pierwsze dwa kilometry w obydwu urządzeniach wskazywane są jednocześnie, w odstępie kilku sekund włącza się AutoLap. W lesie F50 zaczął nieznacznie wyprzedzać E/F, była to różnica 30-60 metrów na kilometrze, co być może było spowodowane gęstszymi krokami. Pozostałe wskazania były identyczne. Na początku przeskakiwanie między ekranami F50 było niezręczne, nie mogłem się zdecydować jaki wskaźnik chcę widzieć ;-) przyzwyczajony do wielości wskazań E/F Ostatecznie skakałem tylko między prędkością a tętnem, oraz porównywaniem dystansu co jakiś czas. Ostatecznie różnica wskazań urządzeń wynosiła 130 metrów na 11,5 km.



Kolejny trening to kros na pętli około 2 km, 8 podbiegów i zbiegów, liściasto-piaszczyste podłoże. Stać mnie było czasowo niestety tylko na 3 pętle + 4 km dobiegu. Kalibracja F50 pozostała od wczoraj niezmieniona. Pierwszy km to jednoczesny autolap obu urządzeń, im dalej tym bardziej E/F wyprzedzał F50, co w końcu przy 6,5 km całości doprowadziło do różnicy 330 metrów.


Odwrotnie niż wczoraj co mogło to być spowodowane podbiegami, zwiększoną na nich ilością kroków, mógł być to także błąd E/F który to niesiony na ręku wykonuje dużą liczbę wahnięć przód-tył i zbytnio zarzuca na zakrętach a także nie potrafi idealnie powtórzyć dwóch okrążeń, zawsze są minimalne różnice co widać na załączonym obrazku, problem ten znika np. na rowerze w czasie gdy odbiornik nie robi wahnięć. W takim przypadku palmę pierwszeństwa przejmuje F50. Więc jeżeli biegamy po ulicy to nie mamy za bardzo czym się przejmować. Jeżeli natomiast trening trwa w połowie na ulicy a w połowie na miękkim, najbardziej obiektywnym rozwiązaniem byłoby kalibrowanie FootPoda np. na 1000 metrowym odcinku, z czego 500 metrów stanowiłby asfalt a 500 metrów miękkie pobocze z troszkę drobniejszymi krokami – ale jest to czysto teoretyczne zalecenie.

Plusy i Minusy:
E/F
PLUSY
-odbiornik GPS
- wielość wyświetlanych wskaźników wybieranych z dużej listy wyboru
- zgrywanie danych bezpośrednio przez kabel usb
- oglądanie parametrów takich jak mapa treningu, wykres wysokościowy treningu
MINUSY
-wymiary i rozmiary
- zasilanie – ok. 12 godz. na naładowanym akumulatorze
- logowanie GPS przed każdym treningiem

F50
PLUSY
- cena
- rozmiary
- zasilanie – 12 miesięcy przy normalnym użytkowaniu
- mały odbiornik FootPod
- szybki transfer danych do komputera przez klucz USB
- brak wahnięć GPS przy bieganiu pętli

Minusy
- słabo widoczna dolna linia
- potrzeba kalibracji FootPod


Zrzuty ekranowe zapisanych treningów
Forerunner 50







Egde 305


Testowane urządzenie dostarczyła firma ENTRE.PL która jest Autoryzowanym Dystrybutorem GARMIN
Forerunner 50 + FootPod 799 zł
Forerunner 50 ( bez FootPod ) 449 zł

poniedziałek, grudnia 03, 2007

Dwa zegary

Dziś bardzo zamulony trening, ciśnienie spadło dość mocno i czułem się w czasie biegu jakbym dechą dostał w łeb. Zrobiłem 14 km, trening nastawiony na test porównawczy dwóch modeli GARMINA - EDGE 305 z Forerunner 50 ( najnowszy zegarek GARMINA bez GPS ale za to z foot padem ) W środę lub czwartek pojawi się wpis na ten temat, jutro kolejny testowy bieg tym razem na pętli krosowej. W moim lesie była dziś wiosna ;-)

czwartek, listopada 29, 2007

Garmin Edge 305 cz.1


Jak wiadomo trening bez planu, bez kontroli, bez jakiejkolwiek wiedzy o własnym ciele i procesach fizjologicznych nie przyniesie takiego efektu jak planowy, kontrolowany itd. Aby budować wytrzymałość potrzebną w moim przypadku do radioorientacji, biegu na orientację, rajdów adventureracing oraz w przyszłości ironmana 2010 należy mierzyć co się tylko da. Oczywiście bez przeginania w stronę "dziś zrobiłem o 150 metrów za mało". Mierzymy zatem dystans, prędkość biegu czy jazdy na rowerze, tętno oczywiście, średnie tętno, średnie prędkości itp. Kolejnym punktem kontroli jest analiza wyników, oraz dobranie kolejnego treningu z uwzględnieniem analizy wyników co wymaga już wiedzy o fizjologii. Wytrzymałość budujemy na podstawie efektu superkomensacji Super to ona jest bo gdy na treningu zużyjemy przypuśćmy 40% (czyli zostanie 60%) z naszej baterii wytrzymałościowej, superextrakompensacja w pewnym dla nas okresie czasu odbuduje nam akumulator do 120% i jeśli w tym czasie wykonamy podobny trening który znowu wyżre nam 30-40% mocy będziemy poprzez takie jakby schody budować sobie wytrzymałość. Schody są stromsze na początku naszej przygody z trenowaniem a w miarę upływu przebieganych i przemęczonych kilometrów spłaszczają się. Dlategóż łatwiej z poziomu biegania 10 km w 60 min zejść do poziomu 45 min niż z 38 min na 33 min. Wszystko przez te schody czy jak kto woli wykres narastania superkompensacji. Tajemniczy dla nas okres nie daje się obiektywnie zmierzyć. Każdy trenujący ma inną regenerację, dlatego jeden wykona trening -40% po 2 dniach a inny trenujący dopiero po 4 dniach od ostatniego mocnego treningu. Jak zatem mierzyć i czym mierzyć parametry potrzebne do podnoszenia wydolności.

Od roku 1996 trenowałem z POLAREM, firma znana, uznana, sprawdzona. Polar mierzył tętno maksymalne, minimalne, średnie całości, średnie LAP (odcinka). Brakowało mi jednak pomiaru dystansu, prędkości, szybkiego zgrywania danych do komputera. Oczekiwane urzadzenie stworzyła firma GARMIN, seria sportowa to modele Edge oraz forerunner, oba wyposażone w czujniki tętna ( dwuelektrodowe jak w POLARZE ), w odbiorniki GPS, EDGE 305 dodatkowo w czujnik kadencji który jest nieodzowny do trenowania młynka na podjazdach. Wszedłem w posiadanie takiego oto modelu i tyram już z nim 6 miesięcy. Moje odczucia oraz możliwości urządzenia przedstawie w kolejnych wpisach z serii Edge 305

wtorek, listopada 27, 2007

Zimowy Kros

Wieczorny trening w czasie śnieżycy nie należy do najprzyjemniejszych, można go troszkę uprzyjemnić gdy ma się z kim go zrealizować. Taki własnie trening miał dziś miejsce z Szymonem lawecki.com o godzinie 17:30, 8 km dobiegu do lasu i 8,5 km krosu w masakrycznych warunkach. Padający śnieg oblepiał ubranie, ale najbardziej dokuczał gdy czepiał się butów. Z jednej strony to nawet większa efektywność treningu z ciężarami. Po wczorajszym wybieganiu ( 4:40"/km ) kros był dla mnie sporym obciążeniem, max tętno na podbiegu to 174, jednak serce czuło się lepiej niż uda które obecnie ciężko reagują na schody. W sumie wyszło prawie 17km zasuwania w tym syfie. Co nas nie zabije to nas wzmocni. Jutro 10 luzu.

poniedziałek, listopada 26, 2007

Reload

Zaczynam powolne przywracanie prądu w swym akumulatorze. Dziś pierwszy trening wprowadzający w odchłań kilometrażu. 14 km BC1 z prędkością 4'40"/km , warunki nie zachęcające do spacerów, + 1 stopień ciepła, wmordewind oraz duże opady śniegu. Samopoczucie dobre. Za dwa tygodnie ZAKOPANE ;-)

czwartek, listopada 22, 2007

Myo XP

Przeziębienie puszcza, więc jutro zapewne wyjdę na trening. Jeśli dane wam jest biegać wieczorami, a śniegu narazie brak polecam Myo XP jako wspomagacz.

środa, listopada 21, 2007

Przeziębienie

No chwyciło mnie cholerstwo 3 dni temu, obudziłem się z drapaniem w gardle i smarkaniem. Jak mnie wkurza to drapanie, smarkać mogę - na treningach się to wszystko wydali, ale gardło muszę oszczędzać i nie trenuje.

sobota, listopada 17, 2007

Sketchup google earth


Kolejna nowinka google earth, jeśli ktoś ma zainstalowaną nową wersję tego programu, i najedzie sobie na Warszawę np w okolice pałacu kultury, obniży horyzont pojawią się okoliczne budynki 3D ;-) (Pałac Kultury jest czerwony ;) ) Google wykorzystuje utopijne założenia globalnej sieci, mianowicie każdy robi koło siebie ;-) w sensie rysuje swój lub okoliczne budynki. Zatem wczoraj przez dzień cały ślęczałem na video lekcjami, z których naumiałem się nawet więcej niż wymaga operacja umieszczenia swego dzieła w google earth. A jak to zrobić Tutaj linka do lekcji - Naucz się ;-)
Pamiętajcie że ciekawych miejsc w każdej okolicy jest kilka , więc jeśli chcecie być pionierami zabierajcie się do roboty, zaczynając np. od własnej chaty.

czwartek, listopada 15, 2007

Upodlenie na basenie

Basen, przed pracą, 35 min pływania z przerwami. Może zrobiłem z 500 metrów, więcej nie. Mięśnie brzucha czuję wyjątkowo obecne. Rzadko mam dla siebie cały wolny tor, a dziś proszę bardzo, przez 5 min miałem nawet cały basen ;-) Ciężko będzie wypracować wytrzymałość na tego IronMana. Jakoś tak za mgłą widzę te 3,8 km pływania, lepiej widzę rower a już najlepiej bieganie, o ile będę sie ruszał po pływaniu i rowerze. Podobno jak wyjdziesz z wody i trafisz w buty to jest szansa na ukończenie ;-)

wtorek, listopada 13, 2007

niedziela, listopada 11, 2007

Geocaching

Dziś trening z geocaching, tak mnie jakoś natchnęło patriotycznie żeby schować skrzynkę w miejscu bitwy pod Iganiami w powstaniu listopadowym. Skrzynke ukryłem w drzewie ;-)Moja skrzynka Oczywiście nie wyszedłem specjalnie po to w tak piękny ponury i zimny dzień ;-) Pobiegałem a jakże. 12 km z czego 10 km po 4:35/km tak mi pokazał GARMIN edge 305 który monitoruje moje treningi. Chciałem ok 15 km i trochę wolniej, ale tak było zimno, że prędkość sama wskoczyła. Czuję jednak trochę tego Harpagana, przez około 30 min po bieganiu bolało mnie kolano. Trzeba będzie wcinać glukozamine, żelki, i robić ćwiczenia wzmacniające kolana. Teraz wchdzę w okres największego "ładowania akumulatorów " na pracy tlenowej. Nie wiadomo jeszcze czy wybiorę się na obóz do Zakopca. Muszę z żoną i córą ustalić. Jak nie to bedę się mordował po swoich lasach.

środa, listopada 07, 2007

The Spirit of the Marathon

Simon podrzucił linka o filmie który jest wyświetlany w USA, mam nadzieję że już wkrótce ujrzą go me oczęta. Na kino raczej nie mogę liczyć. Zapraszam do zajawki.

Kadencja

Wczoraj kręciłem 60 min na rowerze stacjonarnym. Głównym założeniem było utrzymanie dużej kadencji około 100-120/obrotów na minutę. Trening interwałowy, czyli 5 min na lekkim obciążeniu 70-80 obr/min następnie 5 min na dużym obciążeniu przy wysokiej kadencji i tak q.. do zajeb..... a pod koniec zrobiłem w sumie 7 min i ostatnie dwie minuty na max obciążeniu. Lało się z mnie okropnie, i nogi jak z waty miałem po wstaniu z siodła. Trening do zniesienia mimo tego że nie zmienia się otoczenie, a jedynie obraz w telewizorze. Treningami tymi wykonuję założenie Darka S. który to prowadzi ekipę chętnych w projekcie IronMan 2010, podejrzewam że już 2008 przy zakupie pianki i oczywiście dużej, dużej liczbie treninguf basenowych pokonam 3,8 Km pływania , 180 km rowerkiem a potem przebiegnę maraton. Trochę inna szybkość wykonywanych działań niż w AR ;-)

poniedziałek, listopada 05, 2007

Lęki ?

Dziś było 8 km biegania w ciemnościach po lesie. Fajnie się biega dopóki nie zaczną się lęki. Lęki nie występują zwykle na zawodach w nocy, omamiony uczestnictwem innych zawodników i mnogością światełek zapomina się o lękach. A na treningu, biegniesz sam, las jest spokojny, i lęki są uzależnione od szerokości drogi którą się poruszasz. Im szersza tym więsza przestrzeń dla naszego lęku. Jeśli biegniesz ścieżynką szerokości metra, jest mgła i nagle po jednej stronie widać odbicia 3 par oczu, które niewiadmono jak zareagują na światełko czołówki lęk nie ma za dużo miejsca na poszeżenie swego jestestwa. Jeśli oczy reagują i uciekają gdzies na boki lęki odchodzą, ale co gdy oczy nieruchomieją, przebiegasz obok i nie wiadomo co się z nimi dzieje , w którą stronę się obracać, dlaczego jest tak cicho.......Więc szukasz dla swego lęku szerszej ścieżynki i zwiększasz jedynie tętno bez zmiany prędkości co jest największym objawem lęku. Nagle się zamyślasz i przez następne 20 min masz wszystko w dupie, aż do następnej mgiełki i odblaskujących par oczu. Wydaje mi się to jednak bezpieczniejsze od ruchliwej drogi. Przynajmniej jest o czym pisać ;-)

niedziela, listopada 04, 2007

All na wygnaniu.


Szanowny kolega nasz i brat ALL opuścił na 4-letnie wygnanie ( dziwne że tyle trwa kadencja nowego rządu - czyżby tęsknił za startym ? ) kraj nasz %%%, trenować tam zamierza niesłychanie a i szkolić młodych łosi. Jak to wszystko przebiega można śledzić na http://www.orienteering.ovh.org/index.php?w=o_mnie

Pierwszy wpis


Witam na swym własnych lanserskim blogu ;-) Zacznę od opisania rajdu Harpagan 2007.

Ekstremalne zawody, znane pod nazwą Harpagan, miały obecnie swoją 34 edycję. Co roku, na wiosnę i na jesieni, gromadzą około 1000 zawodników, którzy odważyli się zmierzyć z trasą pieszą (100 km w 24h), trasą rowerową (200 km w 12h), lub też trasą mieszaną (50 km pieszo i 100 rowerem w 18 h) .
Moja decyzja o starcie została podjęta na tydzień przed imprezą, kiedy nie było już mowy o jakimkolwiek przygotowaniu przedstartowym, poszedłem zatem „na żywioł”, stając wśród 450 startujących na trasie pieszej.
Założeniem było bezbłędne nawigowanie w nocy na mapach sprzed 25 lat, czarno-białych 1: 50 000, słabej jakości ksero. Przyznam, że nawigacja, zwłaszcza w nocy do prostych nie należała. Warianty wymagały przemyślenia w czasie realizacji trzymania kierunku, pomimo terenowych przeszkód - ogrodzeń i bagienek. Sama mapa stanowiła wyzwanie, przy nocnym oświetleniu nie widziałem na niej granic lasu, a tym bardziej rowów i cieków wodnych, dobrze że kojarzyłem chociaż rzeki.
Fajne uczucie, gdy prowadzi się 15- to osobowy „tramwaj” w nocy w lesie. Gdy robi się tzw. wahnięcie, i gdy się oglądam, wszystkie lampki za mną robią takie same szlaczki. Bardzo dziwni ci ludzie, skąd niby wiedzą że biegnę dobrze? Idą za mną jak szczury za fujarką. Właśnie taki był przebieg na PK2, bagna, las, rowy, trochę dróg - a oni za mną, dobiegamy na punkt, przekładam mapę i ruszam dalej. Większość z nich już tu została. Tak więc w 5-cio osobowym” tramwaju” dotrwaliśmy do PK 6, a dalej „jechało” już trzech zawodników. Jeden z moich dwóch towarzyszy, Łukasz z biegajznami.pl (życiówka w maratonie 2:54) dotarł ze mną do mety. Popełniliśmy jeden błąd w końcówce trasy, mianowicie nabraliśmy się na krechę na rzece, która według nas była mostem, i tak oto straciliśmy 30 min, oraz – co najbardziej dotkliwe - suche stopy, przedzierając się potem do najbliższego mostu po różniastych bagno-rowach. W bazie po 53 km zameldowaliśmy się o godzinie 5 rano. Miało być 10 min przerwy, wyszło 15, potem z Łukaszem czekaliśmy jeszcze 4 min na 3-go z naszego tramwaju, ale nie pojawiał się, za to pojawił się deszcz i musieliśmy ruszać.
Ruszamy, teraz jakieś 9 km po torach. Człap- człap, po podkładach kolejowych. Stopy znowu zamokły, posuwaliśmy się tempem coraz bardziej ślimaczym, a to zwiększając, a to zmniejszając straty do prowadzącej 3-ki zawodników nawet do 11 minut.
Niestety po 80-tym km (jak to abstrakcyjnie nawet dla mnie brzmi ;)) stopy zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Ciekawe spostrzeżenie - gdy jak idę, to stopy bolą, jak biegnę to bolą mniej, za to ogólnie się czuje jak flak. Pozostawała zatem mieszanka stylów.
Ciekawy kryzys dopadł mnie na 85 km, czułem że coś mnie „trzepnie”, wziąłem pastylkę na pobudzenie – CARBONEX, Nutrendu i popiłem isostarem. Ale czuję, mimo wszystko, że mnie jakoś buja po tej drodze, poprawiłem batonem energetycznym i żelem. NIC. Dalej buja. Przez godzinę ślimaczenie, „haluny” typu: ktoś przed nami idzie w niebieskiej kurtce, jakiś samochód żółty stoi w lesie, widziałem też autobus z przebitymi kołami ... Dobrze, że nawigacyjnie nie miałem jakich objawień. Szło równo, do przodu.
Bardzo pomagały kijki trekkingowe, które zabrałem na drugą część trasy. Na 15 km przed metą pojawił się szaleńczy plan złamania 18 godzin , który wykrzesał w nas silną odwagę podbiegiwania dłuższych odcinków, typu 500 metrów, z prędkością 5.00/km. W tym momencie, było to dla nas szaleńczym pędem ...
Ostatecznie, „szaleńczy” plan został wykonany - 17godz 36 min. To, jak na pierwszy tego typu jednorazowy stopo- nożny wyczyn w terenie ekstremalnym, całkiem przyzwoicie.
Trochę boli to 4 miejsce (kartoflany medal), nie oczekiwałem jednak, że pójdzie lepiej, bez specjalnego przygotowania. Start miał być jednym z etapów przygotowania do przyszłorocznego Rzeźnika oraz projektu IM 2010.
Dla przybliżenia sytuacji, publikuję mapkę z punktami oraz śladami zapisanymi przez GPS GARMIN EDGE 305, który wodził mnie po tych dzikich terenach.
Teraz, gdy zdecyduję się wystartować na Harpie to z założeniem ukończenia trasy mieszanej lub złamania 16, może, może 15 godzin na pieszej - ale też dużo będzie zależało od miejsca w jakim będzie się odbywał.

http://www.lawecki.com/images/trasaharp34.jpg