wtorek, października 20, 2009

Motywatory

Filmowe lub dźwiękowe postaci mnie interesują. Układam sobie taką listę małą, co tu odpalać gdy wieje a ja na trening nie mam ochoty wylec. Poprosze o linki jakieś waszych motywatorów, to taką może listę zrobimy : "Przeboje co się na trening wyjść nie boję" Oto moje proposy:

Tego filmu nie znalazłem w sieci, sam go z dysku załadowałem, jeśli zdążycie obejrzeć zanim youtube usunie to będzie wporzo, bo nie mam praw do tego nagrania ;) Ale dla mnie najlepszy filmik motywujący do uprawiania AR








i najmocniejszy dla mnie hardcore:

czwartek, października 15, 2009

Ironman a bodaj i połówka


Taki plan jest na wiosnę połówka czyli 1,9 swim, 90 bike i 21,1 run a na jesień długi 3,8km, 180km, 42,1 km. Jak to piszę to takie mało realne bo dużo zależności. Zdrowie, rodzina (z nowym członkiem wkrótce) praca, kasa (o Polskich startach tu piszę) ale rowera na szose nie mam więc temu kasa. Trening a właściwie czas na trening. Pływam obecnie namiętnie, technikę chce podszkolić pod fachowca okiem, w październiku już mam 7 km napływane, ale to chyba mało. Rower - zima to stacjonarny, lub nie gdy ciepło będzie. Nie wiem jak się nastawiać ? Na zaliczenie czy na zapierd.... Przed startem muszę zrobić sobie na wiosnę swój własny IM treningowo, jeden już z Simonem kilka lat temu zaliczyliśmy, ale to jeszcze nie startowaliśmy w AR. Taki krótki był 750m swim, 20 km bike i 5km biegu, ale zmiany dyscyplin to były zawroty głowy i motoryki ruchów. Jak pamiętam to nam zajęło 68 lub 78 min. Wydolności się nie boję, lata treningów biegowych i starty w AR mnie podbudowują. Ciekawe jak to wyjdzie. Ale muszę sobie nowe cele stawiać bo się zasiedzę , zanudzę, podwoję wagę czy jakie inne niechętnie widziane złości zajdą.

poniedziałek, października 05, 2009

Gdzie tu rozum ?


Rozum się w kwestii owej odnosi do okresu roztrenowania po przepracowanym sezonie. Tylko czy sezon był przepracowany ;-) Rozum mi podpowiada że za wcześnie na takie katowanie bo patrzajcie ostatnie 4 dni:

Czwartek. Track Race nowy się objawił http://www.gpsies.com/map.do?fileId=zgwkzduifgvschcf 32km Grzesiek wymyślił. Się wybrałem jak wiało niemiłośiernie. A nie wiedziałem że większość trasy będzie pod wiatr i to w terenie otwartym, i ten pieprzony piach. Zatkało mnie parę razy, uwaliłem się konkretnie. Małą buteleczkę zabrałem ze 150ml, mądre to było.... na 27 km jadłem dzikie gruszki z pragnienia. 50km w sumie, się uwaliłem, pojadę teraz jak nie będzie wiać.

Piątek Nogi po wczorajszym czułem. Popływać zapragnąłem. Myślę..dlaczego by se nie popływać w październiku w otwartej wodzie. Ale ekipa rodzinna odmówiła współpracy. Mariola powiedziała że jest za zimno i nie idziemy.. więc nie miał mnie kto zapiąć w piance. To basen. Basen mam heh 20 metrów od wyjścia z klatki. Nie byłem jeszcze odkąd prawie 2 lata tu mieszkam. Na 20:20 myśle, może mniejszy tłum do omijania. Idę z założeniem przepłynięcia jak najdłuższego odcinka bez zatrzymania kraulem. To zajebałem 2 km. 80 basenów w 40 min. A kilku musiałem omijać. Po wyjściu nie mogłem rąk podnieść. Taki typowy trening w okresie roztrenowania.

Sobota Ecco challange http://pk4.pl/2009/09/28/eco-challenge-sprzatamy-nasz-las/ jako kiedyś moja akcja rozpłodziła się teraz na głębsze wody nie mogłem nie brać udziału. Wiec z Simonem pobiegaliśmy z worami, 90 min biegania i zbierania odpadów. Niewiele ale zawsze o te 9 worów mniej na ścieżkach

Niedziela
Interwały, no to już naprawdę typowy trening jesienny !!!! 8x1 min III zakresu, bo Simon za tydzień w Poznaniu się ze strażakami ściga. Po południu spacer rodzinny w lesie i musiałem śmieci dozbierać bo mnie drażniły!!!

wtorek, września 08, 2009

Się ścigam na rajdach…

Przed Startem


Dziwne że wysiłek zmiennodyscyplinowy i trwający ponad 12 godzin umożliwia niewidzenie się przeciwników a zarazem ściganie łeb w łeb. Przez ostatnie 5 startów rajdowych różnice między moją ekipą a konkurencją wahały się w granicach 10-20 min. Co ważne, przez te wszystkie rajdy utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Czy jest to zasługa imprez w których bierzemy udział ? Może ludzi z którymi startuję a może tych z którymi się ścigamy? Raczej wszystko po trochu. Rajdy to dyscyplina specyficzna, wymagająca nakładu sprzętu, wysiłku, pojęcia wielu dyscyplin które wchodzą w skład rajdowania. Jedni mają buły kajakowe , inni rolkowe, rowerowe, biegowe, czy lepiej nawigują. Jednak wszyscy dochodzą w pewnym momencie do kryzysu czy zastanawiają się „co ja tutaj robię „ w chwili extremalności warunków w jakich egzystuje rajdowiec ( nocny kajak na rajdzie 360, woda paruje , nic nie widać, rzeka kręta i co chwilę wpadasz na konary drzew, do światła na czole lecą muszki i wszelkie robactwo a ty nie możesz się odgonić bo akurat ratujesz się przed zderzeniem z właśnie dostrzeżonym konarem drzewa w konsekwencji czego partner z tyłu dostaje drzewem w klate i zatyka go na 20 sekund, czy może nocna jazda na rolkach w mgle, gdy nie wiadomo czy przy prędkości 30km/h nie wpadniesz w dziurę lub grys, jakim uszczelniane są takie dziury, i wiele by tu innych „nam jedynie dostępnych” przypadków mnożyć można. Dlaczego dane jest mi się ścigać i trzymać kontakt wzrokowy ? Bo inni akurat przysypiają gdy my mamy się dobrze, akurat robią błąd a my nie, my robimy a oni nie i nas doganiają. Może prędkości jakie osiągają czołowe ekipy które się tną są optymalnie wysokie i szybciej jest już bez sensu. Takie mam przemyślenia po ostatni starcie w rajdzie 360 który odbył się w okolicach Olsztynka. Co miał ów, czego inne nie mają ?? Na pewno nocne rolki i kajak –przynajmniej dla nas. Na pewno po raz kolejny serwis rowerowy http://www.kazoora.pl/ Na pewno luz organizacyjny, na pewno okolicznościowe Buffy, na pewno jedną z najlepszych opraw i supportu multimedialnego (nawet mercedes udostępnił 2 nowe auta na potrzeby Orgów, kilku wybitnych sportowców nas zaszczyciło obecnością, TV, radyjo) Jechałem tam wystartować po raz pierwszy z Konradem Wtulichem ( na Dymnie był w ekipie która się „ścigała” z nami na trasie długiej, „ścigała” znaczy kontakt wzrokowy i małe różnice czasowe) więc o prędkość poruszania się nie zamartwiałem.

Po darmowym przeglądzie rowerów, kawie ze stacji benzynowej udaliśmy się na prolog do skansenu w Olsztynku. Na hurrraaa zaliczyliśmy parkową trasę o długości 3 km, po biegu w butach SPD szybko wskoczyliśmy na rower i poczułem się osamotniony ;-( Już na początku zostajemy sami ???? Po 3 PK docieramy o zmroku do przepaku, sami ;-( Zaczynamy 18km bieg, w drugą stronę niż reszta , takie było założenie, lecimy , rozmawiamy, i widzimy po 15min dojeżdżający do przepaku kolejny zespół . Wiec 15-20 min przewagi. W czasie biegu jakoś mnie wywala za bardzo na północ, coś nie gra z kompasem, nie wiem czy od lamy czy od zegarka ale jakoś się zachowuje nieładnie, łapiemy nie ten PK który zamierzaliśmy i przez sam wariant tracimy 10min. W połowie trasy spotykamy rywali napierających szybko w drugą stronę, wiec powinniśmy się spotkać na przepaku razem. Dobiegając widzimy jak chłopaki 360/nutrend.pl wpadają do budynku. Przepak i na rowerze do parku linowego. Myśle 10-15 min i spadamy. Taaa, cholera nie byłem jeszcze na tak upodlającym parku linowym, 27 elementów do przejścia, przynajmniej połowa dawała w dupe, kilka upodlały totalnie, walczyliśmy tam 30 min.
Chłopacy odjechali. Więc gonimy , trudny przelot, sporo przewyższeń, piachu , bruku oraz na końcu rżyska zamiast drogi, i kilka nudnych przelotów. Jeden w pamięci mam nadal – droga zarośnięta po pas, po obu stronach przeorane pole, albo jedziesz po tym syfie jednym torem, albo wpadasz w pole i tak przez 30 min.. nuda i wkurw. Na koniec troche asfaltu. Przepak w szkole, a tam chłopacy wyjeżdżają na rolkach (2 w nocy) stwierdzam że chce zjeść coś gorącego bo mnie muli w kichach, otwieramy termosy i wcinamy gulasz, po 10 min ruszamy na rolki. Rolki w nocy. Doświadczenie niegrane dotąd. Troche stresu jest przy zjazdach w doliny na dużej prędkości, gdy wpadasz w mgiełkę i nie widać dołków przed rolkami. Przed 3 rano zaczynamy biec w stronę kajaków, o 3:35 już siedzimy na wodzie. I hmmm coś nie bardzo widać, czołówki mgły nie rozpraszają, udaje nam się wpłynąć z jeziora w rzeczkę. Bardzo kręta i z dużą ilością wiatro lub bobrołomów. Nie dość że prawie na ślepo i ledwo widzimy w którą stronę będzie zakręt, czasem nie można go po prostu zaliczyć bo należy brać pod uwagę mieliznę po wewnętrznej stronie zakrętu, drzewa na środku lub całości , drzewa pod powierzchnią wody o których dowiadujemy się gdy słychać szorowanie po dnie, badyle „z nikąd” uderzające nagle w kajak i stawiające go bokiem do prądu , wszelkie wnerwiające robactwo które lgnie do światła , uszu, włosów, nosa i nie idzie go odgonić w czasie walki wiosłami. Pokonywanie meandrów rzeczki Marózki wymaga wysuwania raz w jedna raz w drugą stronę wioseł aby kajak zareagował szybciej na nasze prośby. Po cholernie dłużącym się odcinku drzewo kraks, wreszcie chwila luzu na jeziorze. Cożżżżż za efekt, księżyc świeci po tafli i słychać tylko plusk wioseł, nikogo nie ma. Cożżżż za prędkość na jeziorze, kosmiczna ;-) Sami znowu ;-( Chwila kanału i most. Wytarganie Kajka na drogę, i bieg z kajakiem bo oto przed nami widać jak chłopacy migają czołówkami. To gonimy, cieplej od razu. Nawet jakieś auto przejeżdża i co taki driver myśli ? No kradną chłopaki kajak!!!! Wpadamy zaraz za nimi do kolejnego kanału, widnieje około 5:40. Kanałek ma swoje ajakże może i jakieś plusy że nie ma konarów, ale miło być nie może. Trzciny, co Chile walimy w nie wiosłami, i z tego walenia spada na nas robactwa całe mnóstwo, we włosy itp. Itd. I tez nie ma jak odgonić bleeee. Jezioro. Wow. Jaki wody ogrom. Wow bez robali. Wow myślą sobie wędkarze na łódkach których mijamy i płoszymy rybki. Chlastamy, jeden kierunek, mokro i chłodnawo. Porzucamy razem kajaki i biegniemy wspólnie ostatni odcinek. Nie wiemy że chłopacy mają 11 min zapasu z czekania na kajaki. To się próbujemy tasować, nawet wybieramy rożniaste warianty, ale nie idzie się uwolnić ani im ani nam. To już razem do mety po asfalcie napieramy. A tu pani sklepik otwarła z rana. Więc po 13 godz. nocnej kolorowanki pic się che, ale nie odzywek wszelakich tylko piwa. Wiec kupujemy po specjalu i napieramy dalej. Kolejna nowość na rajdzie w czasie ścigania – można sobie walnąć pifko z przeciwnikiem współzawodnicząc jednocześnie. Więc wyluzowani wpadamy razem na linie mety i doprawiamy się szampanem.
2 miejsce. Czy się czuję jak 2 ?? nie zupełnie nie. Czuję jakby się zdrowo umęczył, zdrowo porywalizował, odprężył, pobawił, poprzeżywał. Pośmigał rowerkiem, kajakiem. W żadnym wypadku nie 2. Nieźle, oby więcej takich scigań na trasach powyżej 12 godzin. Znowu nie urywasz się i napierasz w kółku wzajemnej adoracji. Poczekajcie czasem na tych z tyłu ;-)

Foty dzieki Piotrowi Silniewiczowi - Silne-studio.pl

sobota, sierpnia 29, 2009

Dogssss


Nosz kurwa w dupe jebana mać po czym zaklął siarczyście taka była moja reakcja na nocnym treningu. Postanowiłem przed rajdem360 pośmigać na rowerku nocą. Bo co ? Bo nie pamiętam jak się w nocy jeździ, jak sie wzrok przyzwyczaja, jakie mam gówniane światła, jak po omacku nie zjebać sobie przerzutki (slx która chodzi dziwnie ciężko) i omijania dołków korzenióf i innych gównóff. I jade. Myo xp na kasku, na kierownicy 60cx i założyłem sobie dodatkowe światła odkurzone z piwnicy, halogeny 15W i 5W, gówno jakich mało, ciężkie, grzeją się , parują, obracają i rozkręcają no sit ale co tam jaśniej będzie. Ofcorse po polach i lasach jeździć zachciałem. 10 km poza domem jade sobie spokojnie drogą polną i widzę ślepia jakieś 100metrów po lewej, ślepia zaczynają szczekać...i się do mnie zbliżać. Co ja robie, no co przyspieszam, droga polna , dziury, woda itp itd, i mnie kurwa menda goni....i nagle z lewej dobiegają dwa większe szczekające potwory, mniejsza o rasę na drogę patrzyłem. Mylślę zaświece im w gały to oślepię nieco i sie pogubią, a gdzieżtam .. na węch potem lecą, patrze na licznik, nie moge patrzeć na licznik tylko na droge, i zaczynam słabnąć, i mnie już prawie jedna menda chwyta. Wspomniałem wtedy jak kilka lat temu uciekałem przed pieskiem i skończyło się to 13szwami na brodzie - bo jak mnie już łąpał piesek to go zacząłem kopać przy 35km/h więc kopanie darowałem a dodatkowo były 3 bestie. Zebralem się na ostateczne przyspieszenie i wciekłem chujkom mając już ciepło w gaciach. Bo co by było gdybym nie uciekł....Przez kilka dni mnie to prześladuje.... Ta droga była jakieś 400 metrów od wioski, jak potem sprawdzałęm maxa to się okazało że jechałem po niej 42 km/h i cud że się nie przewróciłem. Pieski....fuck, przecież to było koło wiochy, gdy biegam tamtędy w dzień czy wieczorem te psy sa pochowane w budach czy poprzytwierdzane jakimiś łańcuchami a wieczorem właściciele postanawiają dac im troche wolności... Co by było gdyby, kto by zawinił.... Pomyślmy, dopadają mine te kurwy i szarpią, jesli zachowuje zimną krew i robie wszystko co mówią przewodniki jak sie zachować z agresywnym psem ( nie mówiąc z trzema) przeżywam, jestem pokaleczony, poszarpany, bolesne zastrzyki itp, i chuj wie co jeszcze ale boli. Pies.. czyj, jak udowodnić czyj i czy wogóle czyjś. No dobra mamy właściciela, i co mu zrobią ??? Mandat dostanie, psa uśpią ? A ja poharatany i pokaleczony. Czyli wina moja bo mi sie kurwa zachciało rowerem jeździć w nocy, za kraty takich.......Kurwa kupuje jakiś pistolet bedę sam ścierwo sprzątał. i Chuj.

środa, lipca 22, 2009

Się tliło....


Rano , przed pracą na orientację biegałem, krótka traska jakoś 5km. 7 PK i śmierdzi coś, patrze w środku lasu dym. NO cholera co jest granego. Podbiegam a tam się coś zaczyna podniecać, ścióła się żarzy, ziemia gorąca i dymek pakuje. No cholera jasna jakim trzeba być kretynem by noc wczesniej palić ognisko na ściółce. Rano, chłodno było a już się ogień podniecał. 10 min odgarniałem ten tlący się syf od reszty aż mi się buty przypaliły, obsypałem piachem i odbiegłem. Na 998 nie dzwoniłem. Może to źle.... Tylko jak im to przekazać przez telefon - powiem że na PK7, nie no pomyślałem też o koordynatach GPS, no ale zacząłem p[race i dupa z tego. A dziś lub jutro rano sie dowiem jak to się skończyło. No cholera nie może być spokojnego treningu.

poniedziałek, czerwca 29, 2009

Track RACE idea


Nie to że się nic nie dzieje. Dzieje się a jakże. Imieniny dzisiaj ;-) i się dowiedziałem od małżonki że SYN w drodze, także więcej członków niż ostatnio. Nazwisko nie zginie w kolejnym pokoleniu ;-)

Ale o Track race miało być.

Moją bolączką jest to że nie mogę normalnie mozolnie i monotonnie się katować na treningach, w czasie tego zapał tracę. I wymyślam różne zabawy traumatyczne mające na celu uatrakcyjnienie katowania, a to geocaching, a to testy sprzętu, a to zmiany dyscyplin itd... To teraz przyszedł zamysł na Track race. Biorę sobie na rower czy na bieg GPSa, zapisuje na nim ślad, wytyczam sprawdzam, kombinuje jak tu zawodnikom życie upodlić na trasie. Potem idę tą trasę w trupa i zapisuje ślad mojej walki. Taki plik wrzucam na serwer, chętny wrażeń pobiera i w dowolnie wybranym przez siebie momencie (gdy wydaje mu się że jest u szczytu formy) katuje trasę zapisując swoją walkę na GPSie, potem wysyła na serwer taki plik i każdy widzi ile i gdzie się opierdzielał. Jeśli wygrywa z moim czasem idzie na górę w liście wyników. Może tak walczyć do zajeba...Dostaje graniczny termin walki. A potem nagrody ;-)

Zrobiłem takiego tracka, 12 km ma, rowerem, aby nie promować jedynie kolarzy jest tam piach, błotko bagno gdzie trzeba sporo przebiec. Pojechałem jak jeszcze nie lało. 41:27 Po 3 tygodniach znowu pojechałem, po ulewach. 45:20 ;) Ciekawe jak sobie leniwce poradzą z tym błotkiem, mi czas przejścia wzrósł o 3 min w stosunku do pierwszego katowania. Wzrosła liczna skrzypień i piszczeń w rowerze. Średnie tętno sięgnęło 167ud/min.

Dodatkowym motywatorem jest pula która wzrasta wraz ze startującym , każdy jednorazowo dodaje 10 zł. Wygrywający zgarnia pulę. Potem następna osoba wyznacza track i jazda ....

poniedziałek, czerwca 01, 2009

No i co


Chwilowy przebłysk w bazie

Wreszcie mały reset, zorganizowany rajd, zrobiona mapa do BnO co zabierało mi sporo czasu, częściowo udany liveracking z trasy zawodów, kupa wyprodukowanych obudów do nawigacji i kompletny brak czasu w maju. Mam nadzieję że wreszcie po tym resecie czasu mi trochę przybędzie. Zwłaszcza dla rodziny. Przed nami ( mnom i Simonem ) oraz Kadrą Radio, organizacja zawodów na Jurze w Podlesicach. Tam mamy zrobić zawody dobrze zapamiętane, więc dyplomy ze zdjęciami z lasu, dodatkowe atrakcje sportowe, może livetracking także dla kilku zawodników tym razem zapis co minutę ;-) Tutaj link do transmisji - wciśnij 30 maja Traskę postawiłem chyba zbyt wymagającą dla startujących na krótkiej, za mała różnica kilometrowa do długiej, ale podejrzewam że radość z ukończenia większa. Tutaj kilka fotek z trasy.

środa, kwietnia 22, 2009

Wspominka na dzień ziemi


Pamiętam że ze 4 lata temu, kiedy nie byłem jeszcze uwiązany i uwikłany w "muszę to zrobić" albo "obiecałem" i inne, zabierałem w okresie obchodów dnia ziemi na treningi worki na śmieci i rękawice. I na każdym treningu w czasie 3 tygodni !!!! Udało mi się posprzątać 10 kilometrów kwadratowych lasu, co daje 21 dni biegania z worami po około 8 km dziennie czyli 160 km samych dróg i ścieżek. Nalatałem się, nagimnastykowałem z worami. Ale wyobraźcie sobie jakaż była moja przyjemność gdy przez cały rok biegałem w lesie czyściutkimmmm, bez papierka po cukierku nawet. Taki trening to był RELAX. W lata następne wystarczył jeden-dwa worki na rok i nadal jest czysto. Teraz czas na 2009, choć coś mnie jelita pobolewają a na wizytę u speca trzeba czekać. Ale cóż tam, to taka tradycja, czas brać wór i sprzątać mój ulubiony biegowy las ;-) Posprzątaliście kiedyś choć kawałek swojego ???

sobota, kwietnia 04, 2009

Zalatany

Jestem zalatany, praca, trening, produkcja obudufff rowerowych, robie także mapę w probramie OCAD pod leniewterenie, testujemy livetracking z googlemaps, dziecku niańkuje, troche tego jest.

Dziś pierwszy start radioorientacjowy, Długodystansowe MP, wygrałem, ładnie szło, czułem sprzęt, czułem mapkę, nalatałem się. Trasa 20,2km w 105 min, rewelacji nie ma, kilka błedów na jakieś 8-12 min. Ale co zrobić, mam nie jeść przez miesiąc i nie pić do września ?

niedziela, marca 15, 2009

Transmisja próbna

Próbna transmisja live, przeznaczenie główne to rajd leniewterenie w pod koniec maja 2009. Kilku zawodników dostanie pudła i będzie można ich tak śledzić online.

Klikij tutaj aby mnie prześledzić. TRANSMISJA OD 20 DO 21 !!!! W niedzielę 15 marca.

Jeśli strona się nie wyświetla spróbuj tutaj

piątek, marca 13, 2009

Sprawdzianik, na 5 to on nie był.

Zachciało mi się mierzenia wydolności, taki teścik poziomu zakończenia zimy. Sprawdzian na stadionie, tartan, wymierzone 400 metróf. Pogoda ...jowa, ślisko, śnieg i wicher, ale jak już jestem to trzeba dymać. To dymałem 5 km. I co. I hmmm.... Tragicznie nie jest. Ale widać że bardziej trenowałem łyżką i widelcem niż nogami. Jestem na poziomie "wypłaszczenia regresu" bo qrwa poprawy nie widzę. Byłem wczoraj troche ospały, obżarty, wkurwiała mnie mp3 bo nie mogłem se piosenki zmienić w czasie zapindalania. Może, może to wszystko miało wpływ ale prawda obiektywna jest taka, że z taką prędkością 3 lata temu biegałem półmaraton a teraz z wysiłkiem 5 km pobiegłem. Noż w kryzys go mać. To podam kilometry:
1) 3:50
2) 4:01
3) 3:50
4) 3:43
5) 3:30


Średnia 3:46" i to jest mój punkt odniesienia na wiosnę, ale to był kiedyś II zakres a teraz mi to czuć III ;( Średnie HR miałem 168 toż nawet tego z nart do dobiłem bo max 178 ale co mówi kalkulator biegowy :
O treningach tak traktuje

Zakresy mi się poprzesuwały o 1 w dół ;( Kiedyś ten II był pierwszym, a III drugim ;(

Zawody:

A życiówka na 10 - 35 min
"Zaraz odwiozą mnie do Tworek"
Trzeba się brać za ładowanie ponowne i za miesiąc powtórzyć testa. Tera wasza kolej.

poniedziałek, marca 09, 2009

Fjuczer AR ZS czy tam brejks

Dumam co wpakować na rajd "leniewterenie" 2009 na 30 maja 2009 (prawdopodobnie), jako zadania specjalne czy przerywniki(brejksy) od napierania i urozmaicenia stałych elementóf. Więc mam takie zamysły:
1)Liniówka
Tutej się zaczyna trasa wyznaczona w terenie taśmami. Bo mam zawsze jakiś super fajne miejsca godne doświadczenia a nikt tam nie chce włazić. To trzeba towarzycho zmusić. I taka traska np. górska, leśna czy bagienna wyznaczona przez taśmy, a tam na niej w miejscach niewiadomych ze 3 pk możliwe do zobaczenia jedynie w czasie poruszania się po tasiemkach.
2) GPS SNS czyli sportowa nawigacja satelitarna, tutej to potrzeba kilka czy kilkanaście odbiorników GPS z wprowadzonymi PK (np3) przyczepioną do nich bardzo lakoniczną instrukcją odnajdywania PK, kogoś ogarniętego na przepaku i nie panikujących zawodnikóf, bo tak jak na liniówce można ich poganiać podług uznania po liniach prostych ;-)
3) Microorienteering - mapka do BnO w skali 1:3 000 czy 1:5 000 czy tam jakaś taka zajebiaszcza, i mamy traskę z 10PK, i PK1 na mapie to zarośla czy np 3 nogi słup, i na każdej nodze czy stronie wisi PK a na opisie masz wschodnia część czy też północna noga i za podbicie złego PK masz ileśtam minut kary albo ileśtam kółek wkoło stadionu.
4) Zadania typu Team Building, typowo zespołowe, jakiś okręt z balami i drzwiami, jakieś skrzynki po piwie sporo tego jest ale bardzo medialne.
5) Zadania logiczne - były na rajd360.pl co wywołało dyskusję ostrą, no i ktoś zapewne może znać i ma przewagę.
6) Łuki czy broń strzelecka no tutaj też doświadczenie + nie wiadomo jakie kary za pudło.
7) Zadania z Rat race w Londynie Labirynty, tańce na rurze w barach, to już bardziej brejks.

Co by tu jeszcze odwalić ?????????

poniedziałek, marca 02, 2009

Przypadkowy 3 zakres ?

TO jest fantastyczne tak się ujebać przypadkowo. Jak bardzo. W sumie 50 min ze ŚREDNIM tętnem 177 !!!! Jak to zrobić ?

Wyjść sobie na trening w niedziele rano. Przypadkowo zobaczyć biegowe zawody narciarskie. Spotkać tam znajomych. Dostać od nich sprzęt. Stanąć na stracie. Przetyrać 10380 metrów w czasie 50ciu minut właśnie ( no cholera szybciej bym to na nogach śmignął). Zakwasić się niemiłosiernie zwłaszcza barki. Osiągnąć tegorocznego HRmaxa - w postaci 186 ud/min. Ani razu się nie wypierd.... co mnie dziwnie zaskoczyło, bo piruetów było co niemiara, z jednego tylko wyszedłem z pogiętym kijkiem ale bez gleby. Zająć 10 miejsce na około 20tu startujących. Otrzymać dyplom. Jak gdyby nigdy nic wrócić po treningu do domu. Paść na ryj po niecodziennym wysiłku. Walnąć browca na odkwaszenie. A oto dowody :

oraz warunki z trasy:


Wiec przepis na 3 zakres czy osiągnięcie HRmaxa prosty, wychodzisz na zwykłe wybieganie, potem zmieniasz bieg na niszową dyscyplinę i tak oto sprawa załatwiona. Polecam.

środa, lutego 25, 2009

W dzień, w dzień byłem + reset.

Łomatko, kiedy to ja byłem na treningu w dzień ? Bedzie z miesiąc temu. Dane mi było wczoraj polatać za dnia, ale ramy czasowe sztywne bo potem znowu owczy pęd. Więc postanowiłem nawiedzić swoje górki krosowe, ugmatwane w topniejącym ciężkim śniegu. A ślisko byłooooooo. To biegłem, jakoś tak szybko biegłem, znowu się za chłodno ubrałem, temperatura niby +6, ale nie przy ziemi, a ja przy ziemi biegam niestety w lesie, wiec tam chłodniej i jeszcze qrw... bez rękawiczek, to biegne... Pacze a tam tętno 165 !!!! ale nie chwilowe, średnie z 3 kilometrów!! Jak to dżizas że ja nie czuje, aaa to przez muzyczkę. Katuje nowe U2, więc szybka zmiana na spokojne klimaty celem opanowania pikawy. To se zapodałem ścieżkę z filmu który mnie ostatnio wzruszył poruszył i każdemu polecam jego obaczyć i muzy posłuchać. "Into the WILD" znaczy. To biegne. Las, śnieg, ślisko, zero wiatru, wyłączam granie, góra dół, oddech mi w tej ciszy przeszkadza, to wolniej i ptaki nagle i wiewiór, jak nic wiosna idzie i wtedy się wypierd.... To biegne, na pola lece, nad rzeczkę, od cywilizacji zdala, po głębokim, ciężkim śniegu, pustka i wtedy sobie zapodaje ten kawałek :

Słucham, biegnę i wtedy następuje reset.W tej chwili wiem że jestem na tym polu dla tej chwili. Po to trenuje się sporty wytrzymałościowe maści wszelakiej- "Czasem wydaje mi się, że najbardziej wolnym jestem podczas tych kilku godzin biegu" (S.Sillitoe, "Samotność długodystansowca")To własnie dla tego uczucia jesteśmy w stanie poświęcać się w złej pogodzie, mrozie, chorobie, pracy, nauce, rodzinie itd.. Niewiele takich resetów w czasie treningów następuje, ale dobrze walą w łeb. Czego i wam serdecznie życzę.

"Into the wild" - oczywiście zidiociale tłumaczony na nasze jako "wszystko za życie" jest oparty na faktach, bohater to Chris McCandless który zostawił cywilizację i wedrowało docelowo na Alaskę spotykając po drodze cikawe charaktery. Jest to film głównie o relacjach międzyludzkich i pięknie przyrody - off cors docelowo Alaski. No mnie on wzrusza, już sama muza także. Kuerti na swoim blogu ma coś o tym naskrobać, więc pewno teraz przyspieszy skoro poruszyłem gałązki. Oby nam się jako tako ;)

wtorek, lutego 17, 2009

Mrozy mroźne i śnieżne.


Już w tydzień po rajdziku nadarzyła się okazja do wystartowania w Maratonie rowerowym. Jako że był blisko i rodzina nie protestowała udaliśmy się 40 km od Siedlec do miejscowości Mrozy, gdzie Cezary Zamana rusza z Mazowią Dowaliło śniegu, mróz trzymał a zgłosiło się około 600 uczestników. Jechałem trasę 30km, w tych warunkach i przy takim tętnie śr około 175, wyszedł dobry trening wydolności i techniki jazdy figurowej na lodzie. Niestety jeszcze nie wiem który byłem, jakoś takoś 50-70 miejsce.

środa, lutego 11, 2009

rajd360 i Cięta Riposta

Postanowiliśmy wystartować w zimowym rajdzie. Dlaczego? Może, aby się sprawdzić na początku nowego sezonu, może z powodu głodu startów ultra, może aby się pościgać, za to na pewno aby ukończyć wreszcie rajd czwórkowy, czyli ten najbardziej prestiżowy, najbardziej zespołowy, bo z przynajmniej jedną osobą płci przeciwnej. Postanowiliśmy po nieukończonym The North Face Adventure Trophy 2007 w Zakopanem wystartować ponownie w tym samym składzie, czyli: Szymon Ławecki, Paweł Janiak, Joanna Garlewicz i Marcin Zdziebło. Stąd też nasza nazwa, czyli „Entre.pl Team Cięta Riposta”. Plan był taki, aby wziąć rewanż za tamten nieudany start.

Marcin z Asią, tak się zawzięli, że sami ukończyli po kilka rajdów od tamtej porażki. Startowali także w zeszłe wakacje w zawodach serii IRONMAN w Szwajcarii: Marcin po raz drugi osiągnął wynik 10:40, zaś Asia w swoim debiucie – 12 godz. ironmanowego triathlonowania.

Padło więc na Rajd 360 stopni – rajd zimowy. Miały być narty, śnieg, zimno i to, co powinno być w lutym. Owszem, było mrocznie, już sam dojazd we mgle wzbudzał mieszane uczucia, zwłaszcza jazda na drogach bez namalowanych pasów. Dobrze, że mieliśmy nawigację Garmin, więc wiedzieliśmy za ile będziemy wchodzić w zakręt. Bo bez tego to…;-)

Sam dystans był dość krótki, jak na rajdy, bo do pokonania było około 120 km.

Wchodziło w to (wg linii prostej na mapie):

- trekking/adventure running - 29,5 km

- rowery górskie - 68 km

- bieg na orientację - 6,5 km

- narty biegowe - 10 km (zamienione na rower)

- zadania specjalne wejście i zejście z wieży widokowej

Postanowiliśmy więc napierać na tyle, na ile odczucia będą komfortowe, tzn. nie zarzynać się jak w Tatrach, tylko spokojnie robić swoje. Zwłaszcza, że jest krótko, dużo przepaków i jedynie 12-14 godzin walki przed nami.

Do startu, na trasę długą zgłosiły się mocne teamy: Speleo Salomon oraz York System AT. W teorii i założeniach przedstartowych liczyliśmy na walkę z Yorkami, zakładając „jakieśtam” straty do Speleo z nowym testowym kobiecym elementem. Wiedzieliśmy, że to jest debiut Tiffany w rajdach. Ale jako, że chłopaki ze Speleo mają tyle pary, to nawet, jak coś nie pójdzie, to jej ewentualne holowanie, nie będzie problemem.

Marcin z Asią, tak się zawzięli, że sami ukończyli po kilka rajdów od tamtej porażki. Startowali także w zeszłe wakacje w zawodach serii IRONMAN w Szwajcarii: Marcin po raz drugi osiągnął wynik 10:40, zaś Asia w swoim debiucie – 12 godz. ironmanowego triathlonowania.

Padło więc na Rajd 360 stopni – rajd zimowy. Miały być narty, śnieg, zimno i to, co powinno być w lutym. Owszem, było mrocznie, już sam dojazd we mgle wzbudzał mieszane uczucia, zwłaszcza jazda na drogach bez namalowanych pasów. Dobrze, że mieliśmy nawigację Garmin, więc wiedzieliśmy za ile będziemy wchodzić w zakręt. Bo bez tego to…;-)

Sam dystans był dość krótki, jak na rajdy, bo do pokonania było około 120 km.

Wchodziło w to (wg linii prostej na mapie):

- trekking/adventure running - 29,5 km

- rowery górskie - 68 km

- bieg na orientację - 6,5 km

- narty biegowe - 10 km (zamienione na rower)

- zadania specjalne wejście i zejście z wieży widokowej

SIMON: W terenie miało na nas czekać lodowisko, więc Jasiek zmienił przednią oponę na okolcowaną…bo ją miał, reszta team’u nie ;-)

Atmosfera przedrajdowa kojarzy się z wyjściem na zdobycie jakiegoś 8-mio tysięcznika, tylko brak tragarzy. Podobne planowanie logistycznie: co, gdzie, na jaki etap, ile picia, ile jedzenia, uprzęże tam, drugie buty tutaj, trzecie tam, rower tak, a to siak…I tak się nam zeszło do 0:30. A i tak dziwnie, bo położyliśmy się szybciej niż reszta.

Rano pobudka, pełne umundurowanie, czapki pod kaski, rękawice, ochraniacze na buty kolarskie. Nadal jest mglisto i około zera stopni. Czyli na drogach dość niebezpiecznie, w lesie lód i resztka śniegu. Będzie wesoło. Start na zamku w Bytowie. Zdjęcia, rozdanie map, omawianie pierwszych wariantów. Dostaliśmy 2 mapy, więc nawigować będziemy razem, czyli Jasiek z Szymonem, obaj się kontrolujemy i uzgadniamy warianty przejazdów i przebiegów. Na mapie sporo asfaltu, czy to dobrze? Raczej gorzej, nie dociśniemy za bardzo i niewiele urwiemy na wariantach.

Po starcie: 2 km podjazdu i bieg na orientację. Fajna morena w okolicach Bytowa, trasa krótka, ale duże przewyższenie, no i oblodzone drogi i zbocza. Dość spokojnie podchodzimy do tematu, nie spinamy się. Na rowery wsiadamy jako 3-cia ekipa, ze stratą 5 min do Speleo i York-ów. Objazdy asfaltem, miejscami oblodzonym, no i to mroczne i mgliste otoczenie...

Foto www.silne-studio.pl

Gdy po raz pierwszy wpadamy na prawdziwą leśną drogę, przekonujemy się, jaka to walka z lodem i rowerami czeka na nas na terenowych wariantach. Dlatego postanawiamy na 5 PK nadłożyć dużo, ale pomknąć asfaltem i tylko około 6 km (a nie 12 km) jechać po lodzie. Asia z Szymonem zaliczają kilka konkretnych gleb na tym dojeździe…ciekawe, co byłoby na 2-krotnie dłuższym odcinku?

Foto www.silne-studio.pl

Po ok. 45 km na rowerze docieramy do pierwszego przepaku, jesteśmy tu jako drudzy, więc nasz wariant pozwolił odrobić ok. 5’ do Speleo i wyprzedzić Yorków. Szybki przepak i już jesteśmy ponownie na trasie, przed nami 30 km odcinka na nogach, czyli bieganie, szybki marsz, generalnie znowu przebieranie nogami...tym razem bezpośrednio na podłożu, a nie poprzez pedały i opony ;-)

Nie moja fota ;)

Początek to mały błąd, przez drogę, której nie ma na mapie, szybka korekta i już walczymy dalej. Jakoś powoli idzie po tym lodzie, ważne, aby często zerkać na kompas i kontrolować kierunki dróg, ale generalnie idzie sprawnie. Na punkt przed jeziorem docieramy ze stratą około 10 min do prowadzących. Następny PK jest po drugiej stronie jeziora, musimy przejść przez nie po popękanym lodzie, na którym unosi się spora warstwa wody.

SIMON: Mimo, że asekurują nas strażackie poduszkowce, które wyją jak olbrzymie odkurzacze, to odrobina adrenaliny jest, bo jezioro jest typu rynnowego, więc dno dość odległe ;-)

To jest moja fota

Lód jednak nie pęka i po chwili jesteśmy na drugim brzegu. Przy odbiegu od punktu, widzimy po drugiej stronie wchodzącą na jezioro 3 ekipę, podgonili trochę i siedzą nam na ogonie. Jakoś nam to nie pasi, nie możemy dopuścić, aby nas dogonili. Małe sprężenie i próba ucieczki. Niestety nieudana, poprzez mały błąd przed kolejnym punktem kontrolnym. Znowu Yorki są tuż za nami. Kolejna próba ucieczki, tym razem tniemy na krechę przez lekko rozmrożone pola, po błotku. Takie uroki rajdowania w lutym. Tak się spinamy, uciekając przed goniącymi nas Yorkami, że przed kolejnym PK doganiamy liderów. Zostaje ok. 5 km do końca etapu pieszego i przepaku, które to „kaemy” pokonujemy wspólnie.

Znowu przepak. Tutaj do plecaków pakujemy sprzęt (tzw. szpej) na zadanie linowe, czyli uprząż i wszystkie te przyrządy, potrzebne do wykonania zadania, które ważą ok. 3-4 kg. Przed wyjściem jednak czeka nas inne zadanie specjalne, a konkretniej logiczne – ułożenie litery T z wyciętych wielokątów (tzw. „tangram”).

Kombinujemy około 4 min i udaje nam się wyruszyć jako 1 z przepaku. Dobrze, bo przy wieży są tylko 2 stanowiska linowe, więc 3 zespół musiałby czekać na swoją kolej. Wychodząc jako pierwsi mamy szansę, że nie będziemy czekać. Na Górę Siemieżycką, zwaną po kaszubsku Szëmrzëca (trzeci pod względem wysokości punkt Niżu Polskiego) wtaczamy się pierwsi. Niezłe ujechanie przed jeszcze większym.

Fota małego

SIMON: Na szczyt prowadzi zaśnieżona i oblodzona droga, którą potem trzeba będzie zjechać. przewracam się na oblodzonym podjeździe, mam konkretny skurcz łydki…cóż, trochę już w nogach jest. Zadanie polega na wejściu na wieżę widokową na owej górze, na przyrządach do podchodzenia, trawers boczną ścianą i zjazd na dół. Jednak dajemy radę, bez większych problemów i opuszczamy wzniesienie jako pierwsi, włączając czołówki, bo niestety zrobiło się już ciemno. Dobrze, że wyrobiliśmy się przed zmrokiem, bo zjazd z tej góry na rowerach, po śliskiej drodze, w ciemności, to naprawdę niezła ekstrema.

Foto www.silne-studio.pl

JASIEK: przed zjazdem opuściłem sobie siodełko tak aby obiema stopami opierać się o podłoże i zjechałem całość bez wywroty ;)

SIMON: Dalej ciągniemy asfaltem, fajnie współpracując jako grupa. Tempo dość mocne, ale równe. Kolejne punkty mijają bez większej historii. Dość długo jedziemy nasypem, którym prowadziła kiedyś normalna trasa kolejowa. Jednak brak jest torów i podkładów, więc można się przemieszczać po nasypie rowerem. Tempo nie jest rewelacyjne, jednak na tyle bezpieczne, że goniące nas Speleo, nie może nas dojść, bo nie da się tu rozwinąć kosmicznych prędkości, ze względu na śliskie, zabłocone i pełne kolein podłoże.

JASIEK: Warunki na tym nasypie to syf w jakim dawno się nie znalazłem, czołówka ustawiona do góry, świeci w kosmos, przydatna jedynie do czytania mapy gdy pochylam kask, świecenie przed siebie nic nie daje widać mniej niż w ciemności. Czasem wpadam w głębokie kałuże bo na 2 metry przed dziurą nie jestem w stanie zareagować.

SIMON: Następny punkt już w Bytowie, tuż pod zabytkowym wiaduktem kolejowym (z 1884 r.). Potem przejazd przez miasto i tu pojawiają się problemy z czytaniem mapy na tej prędkości. Śmigamy dość szybko, ale w nieodpowiednim kierunku. Po zatrzymaniu i drobnej korekcie, kręcimy już prosto do ostatniego przepaku na trasie. Jednak poprzez te drobne błędy i zawahania doganiają nas „power łydki” ze Speleo. Na PK wjeżdżamy wspólnie, a tu niezbyt zorientowani sędziowie wysyłają nas na ostatni etap, czyli BnO. W planach miał być etap rowerowy (10 km), w zamian za odwołane narty. Jednak panowie nic o tym nie wiedząc, wręczają nam mapy do BnO i tyle… Cóż, nie będziemy dyskutować z szeregowcami, zadzwonimy do samego generała, czyli Igora Błachuta – szefa rajdu, znanego głosu Eurosportu. Speleo, nie namyślając się wielce, ruszyło z mapą w lewo, a my, po zmianie butów i łyku herbatki z rumem, ruszamy w prawo (trasa typu scorealuf, czyli dowolna kolejność zaliczania punktów).

JASIEK: Dognali nas, i wyprzedzili wychodząc jako pierwsi na BnO, zmieniam buty piję herbatkę z rumem, patrzę na mapę, mija około 3 min. W prawo, nie będziemy się nimi kierować bo walniemy przez to byka chcąc ich dogonić, idziemy w prawo i robimy swoje. Nawigacja.

SIMON: Biegnąc do pierwszego PK, dzwonimy do Igora i dowiadujemy się, że nic nie jest odwołane, więc mamy jeszcze do zaliczenia etap narciarski na rowerach…ale to później, bo teraz BnO. Nóżki w miarę nieźle pracowały i dało się cały czas truchtać, mimo iż było ślisko. W środku trasy minęliśmy się z rywalami, więc wydawało nam się, że w takim samym tempie zaliczają PK, ale od drugiej strony. Po drobnych błędach, skończyliśmy ten etap.

JASIEK: Biegnąc do punktu w środku mapy widzę że ktoś z nich biegnie „od naszej strony” tak jakby robili tą samą pętlę pierwszą, co wywołuje u mnie „qr…. O co chodzi ?” Mijamy się i robimy swoje, mały błąd na 30 sekund na ostatni PK ;-) i powrót.

SIMON: Jakież było nasze zdziwienie, gdy ujrzeliśmy rowery rywali na przepaku. Cóż, trzeba robić swoje i jako liderzy, ruszyliśmy na ostatnie lodowe rowerowanie. Do zaliczenia zostało tylko 3 punkty kontrolne, ale trasa dość wymagająca.

JASIEK : ….. mać, nie ma ich na przepaku. Miał być spokój i luźny dojazd do mety przez trasę narciarską, czyli jakieś 12-15 km. Teraz się trzeba spinać, bo nie wiadomo czy zaraz nie wyskoczą. Dobrze, że mgła mniejsza, to przynajmniej zobaczymy za ile nas dojdą. No to GO, podjazd po lodzie. Jadę z kolcami więc notorycznie im odjeżdżam słysząc co chwilę „qr…. Jasiek…..zwolnij”.

SIMON: Pierwsze 2 PK poszły w miarę sprawnie, jednak po drodze wywiało mi mapę z mapnika i Jasiek nie miał wsparcia w nawigowaniu. Dojazd do trzeciego i ostatniego na tym etapie PK poszedł sprawnie, jednak poszukiwania go w terenie już gorzej. Komuś przydał się aluminiowy stojak i niestety straciliśmy ok. 10 minut na poszukiwania. Konfetti było rozsypane we właściwym miejscu, jednak brak stojaka i lampionu sprawił, że odnalezienie miejsca zlokalizowania PK zajęło nam tak dużo czasu.

JASIEK : Latam jak szalony, góra dół po wszystkich okolicznych ścieżkach, raczej ci ziomale z GOLFA pozbyli się PK, ale gdzież są karteczki, dostaję gałęzią w oko i trace jedno szkło. Dobrze, że pod koniec, z jednym szkłem znajduje karteczki po 10 min od przybycia w rejon PK. Gonię swą ekipę i mnie konkretnie zatyka po raz pierwszy w czasie rajdu ;-)

SIMON: Mimo tej straty dalej byliśmy zdziwieni, że nie widać było świateł goniących nas rywali. Do przedostatniego PK pociągnęliśmy równo, no i nadszedł czas zjazdu do bazy. Cały czas jednak gdzieś tam czaiła się myśl, że dogonią nas tuż przed metą. Jednak wjeżdżając na teren szkoły było po temacie. Wygraliśmy rajd 360° z 20-to minutową przewagą, wyrobioną na tym nocnym BnO.

Foto www.silne-studio.pl

JASIEK : Już w bazie Remik opowiedział co się stało się z nimi na 2 BnO, ruszyli szybko w środek mapy, miał być wariant od lewej tak jak mi się wydawało, ale coś nie zagrało i znaleźli się ……. Ten PK na którym się spotkaliśmy (K) był…. ich pierwszym punktem, i mieli do ogarnięcia dwie pętle- jedna w prawo, druga w lewo, nie wiem jak to rozwiązali ale tam stracili owe 15 min.

SIMON: Co ciekawe, po 11 godzinach i 20’ zapierdzielania, jakoś tak…dużo energii pozostało. Da się normalnie schodzić po schodach, wyjść na trening 2 dni po rajdzie, jeść, pić…jak po normalnym, dłuższym treningu. Czyżby za wolne tempo? Czy stać nas na więcej? Ciężko powiedzieć…czas pokaże…
JASIEK :Budowa czwórki to jak kolejna dyscyplina rajdowa, logistyka, sprzęt, jedzenie. Jak trafić z charakterami, formą czy biorytmem na dzień startu w dużej imprezie ? Takiej 2-3 dobowej. Oby dane nam było uczyć się na doświadczeniach innych i sprawdzić na sobie, zgrać urlopy i szczyty formy, rodzinę ułaskawić, fundusze pozyskać, ukończyć bez kontuzji duży górki rajdzik. Sie okaże czy nam dane jest.

Foto www.silne-studio.pl


Cięta riposta taka niezamierzona, może jakieś przeczucie czy inne medium mnie nawiedziło. Podejrzewam też w tym udział Piotra Dymusa ;-) Bo ilekroć się ścigam z ekipą z nim w składzie, to zawsze wygrywam ;-) Tak było na TNFAT trasa Speed, na nawigatorze jak startowałem z Surim a on startował z Kurkiem, może to na nim ciąży fatum ;-) a może po prostu robiliśmy swoje i tak wychodziło.....