wtorek, września 08, 2009

Się ścigam na rajdach…

Przed Startem


Dziwne że wysiłek zmiennodyscyplinowy i trwający ponad 12 godzin umożliwia niewidzenie się przeciwników a zarazem ściganie łeb w łeb. Przez ostatnie 5 startów rajdowych różnice między moją ekipą a konkurencją wahały się w granicach 10-20 min. Co ważne, przez te wszystkie rajdy utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Czy jest to zasługa imprez w których bierzemy udział ? Może ludzi z którymi startuję a może tych z którymi się ścigamy? Raczej wszystko po trochu. Rajdy to dyscyplina specyficzna, wymagająca nakładu sprzętu, wysiłku, pojęcia wielu dyscyplin które wchodzą w skład rajdowania. Jedni mają buły kajakowe , inni rolkowe, rowerowe, biegowe, czy lepiej nawigują. Jednak wszyscy dochodzą w pewnym momencie do kryzysu czy zastanawiają się „co ja tutaj robię „ w chwili extremalności warunków w jakich egzystuje rajdowiec ( nocny kajak na rajdzie 360, woda paruje , nic nie widać, rzeka kręta i co chwilę wpadasz na konary drzew, do światła na czole lecą muszki i wszelkie robactwo a ty nie możesz się odgonić bo akurat ratujesz się przed zderzeniem z właśnie dostrzeżonym konarem drzewa w konsekwencji czego partner z tyłu dostaje drzewem w klate i zatyka go na 20 sekund, czy może nocna jazda na rolkach w mgle, gdy nie wiadomo czy przy prędkości 30km/h nie wpadniesz w dziurę lub grys, jakim uszczelniane są takie dziury, i wiele by tu innych „nam jedynie dostępnych” przypadków mnożyć można. Dlaczego dane jest mi się ścigać i trzymać kontakt wzrokowy ? Bo inni akurat przysypiają gdy my mamy się dobrze, akurat robią błąd a my nie, my robimy a oni nie i nas doganiają. Może prędkości jakie osiągają czołowe ekipy które się tną są optymalnie wysokie i szybciej jest już bez sensu. Takie mam przemyślenia po ostatni starcie w rajdzie 360 który odbył się w okolicach Olsztynka. Co miał ów, czego inne nie mają ?? Na pewno nocne rolki i kajak –przynajmniej dla nas. Na pewno po raz kolejny serwis rowerowy http://www.kazoora.pl/ Na pewno luz organizacyjny, na pewno okolicznościowe Buffy, na pewno jedną z najlepszych opraw i supportu multimedialnego (nawet mercedes udostępnił 2 nowe auta na potrzeby Orgów, kilku wybitnych sportowców nas zaszczyciło obecnością, TV, radyjo) Jechałem tam wystartować po raz pierwszy z Konradem Wtulichem ( na Dymnie był w ekipie która się „ścigała” z nami na trasie długiej, „ścigała” znaczy kontakt wzrokowy i małe różnice czasowe) więc o prędkość poruszania się nie zamartwiałem.

Po darmowym przeglądzie rowerów, kawie ze stacji benzynowej udaliśmy się na prolog do skansenu w Olsztynku. Na hurrraaa zaliczyliśmy parkową trasę o długości 3 km, po biegu w butach SPD szybko wskoczyliśmy na rower i poczułem się osamotniony ;-( Już na początku zostajemy sami ???? Po 3 PK docieramy o zmroku do przepaku, sami ;-( Zaczynamy 18km bieg, w drugą stronę niż reszta , takie było założenie, lecimy , rozmawiamy, i widzimy po 15min dojeżdżający do przepaku kolejny zespół . Wiec 15-20 min przewagi. W czasie biegu jakoś mnie wywala za bardzo na północ, coś nie gra z kompasem, nie wiem czy od lamy czy od zegarka ale jakoś się zachowuje nieładnie, łapiemy nie ten PK który zamierzaliśmy i przez sam wariant tracimy 10min. W połowie trasy spotykamy rywali napierających szybko w drugą stronę, wiec powinniśmy się spotkać na przepaku razem. Dobiegając widzimy jak chłopaki 360/nutrend.pl wpadają do budynku. Przepak i na rowerze do parku linowego. Myśle 10-15 min i spadamy. Taaa, cholera nie byłem jeszcze na tak upodlającym parku linowym, 27 elementów do przejścia, przynajmniej połowa dawała w dupe, kilka upodlały totalnie, walczyliśmy tam 30 min.
Chłopacy odjechali. Więc gonimy , trudny przelot, sporo przewyższeń, piachu , bruku oraz na końcu rżyska zamiast drogi, i kilka nudnych przelotów. Jeden w pamięci mam nadal – droga zarośnięta po pas, po obu stronach przeorane pole, albo jedziesz po tym syfie jednym torem, albo wpadasz w pole i tak przez 30 min.. nuda i wkurw. Na koniec troche asfaltu. Przepak w szkole, a tam chłopacy wyjeżdżają na rolkach (2 w nocy) stwierdzam że chce zjeść coś gorącego bo mnie muli w kichach, otwieramy termosy i wcinamy gulasz, po 10 min ruszamy na rolki. Rolki w nocy. Doświadczenie niegrane dotąd. Troche stresu jest przy zjazdach w doliny na dużej prędkości, gdy wpadasz w mgiełkę i nie widać dołków przed rolkami. Przed 3 rano zaczynamy biec w stronę kajaków, o 3:35 już siedzimy na wodzie. I hmmm coś nie bardzo widać, czołówki mgły nie rozpraszają, udaje nam się wpłynąć z jeziora w rzeczkę. Bardzo kręta i z dużą ilością wiatro lub bobrołomów. Nie dość że prawie na ślepo i ledwo widzimy w którą stronę będzie zakręt, czasem nie można go po prostu zaliczyć bo należy brać pod uwagę mieliznę po wewnętrznej stronie zakrętu, drzewa na środku lub całości , drzewa pod powierzchnią wody o których dowiadujemy się gdy słychać szorowanie po dnie, badyle „z nikąd” uderzające nagle w kajak i stawiające go bokiem do prądu , wszelkie wnerwiające robactwo które lgnie do światła , uszu, włosów, nosa i nie idzie go odgonić w czasie walki wiosłami. Pokonywanie meandrów rzeczki Marózki wymaga wysuwania raz w jedna raz w drugą stronę wioseł aby kajak zareagował szybciej na nasze prośby. Po cholernie dłużącym się odcinku drzewo kraks, wreszcie chwila luzu na jeziorze. Cożżżżż za efekt, księżyc świeci po tafli i słychać tylko plusk wioseł, nikogo nie ma. Cożżżż za prędkość na jeziorze, kosmiczna ;-) Sami znowu ;-( Chwila kanału i most. Wytarganie Kajka na drogę, i bieg z kajakiem bo oto przed nami widać jak chłopacy migają czołówkami. To gonimy, cieplej od razu. Nawet jakieś auto przejeżdża i co taki driver myśli ? No kradną chłopaki kajak!!!! Wpadamy zaraz za nimi do kolejnego kanału, widnieje około 5:40. Kanałek ma swoje ajakże może i jakieś plusy że nie ma konarów, ale miło być nie może. Trzciny, co Chile walimy w nie wiosłami, i z tego walenia spada na nas robactwa całe mnóstwo, we włosy itp. Itd. I tez nie ma jak odgonić bleeee. Jezioro. Wow. Jaki wody ogrom. Wow bez robali. Wow myślą sobie wędkarze na łódkach których mijamy i płoszymy rybki. Chlastamy, jeden kierunek, mokro i chłodnawo. Porzucamy razem kajaki i biegniemy wspólnie ostatni odcinek. Nie wiemy że chłopacy mają 11 min zapasu z czekania na kajaki. To się próbujemy tasować, nawet wybieramy rożniaste warianty, ale nie idzie się uwolnić ani im ani nam. To już razem do mety po asfalcie napieramy. A tu pani sklepik otwarła z rana. Więc po 13 godz. nocnej kolorowanki pic się che, ale nie odzywek wszelakich tylko piwa. Wiec kupujemy po specjalu i napieramy dalej. Kolejna nowość na rajdzie w czasie ścigania – można sobie walnąć pifko z przeciwnikiem współzawodnicząc jednocześnie. Więc wyluzowani wpadamy razem na linie mety i doprawiamy się szampanem.
2 miejsce. Czy się czuję jak 2 ?? nie zupełnie nie. Czuję jakby się zdrowo umęczył, zdrowo porywalizował, odprężył, pobawił, poprzeżywał. Pośmigał rowerkiem, kajakiem. W żadnym wypadku nie 2. Nieźle, oby więcej takich scigań na trasach powyżej 12 godzin. Znowu nie urywasz się i napierasz w kółku wzajemnej adoracji. Poczekajcie czasem na tych z tyłu ;-)

Foty dzieki Piotrowi Silniewiczowi - Silne-studio.pl

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

gratulacjeeeee