czwartek, listopada 29, 2007

Garmin Edge 305 cz.1


Jak wiadomo trening bez planu, bez kontroli, bez jakiejkolwiek wiedzy o własnym ciele i procesach fizjologicznych nie przyniesie takiego efektu jak planowy, kontrolowany itd. Aby budować wytrzymałość potrzebną w moim przypadku do radioorientacji, biegu na orientację, rajdów adventureracing oraz w przyszłości ironmana 2010 należy mierzyć co się tylko da. Oczywiście bez przeginania w stronę "dziś zrobiłem o 150 metrów za mało". Mierzymy zatem dystans, prędkość biegu czy jazdy na rowerze, tętno oczywiście, średnie tętno, średnie prędkości itp. Kolejnym punktem kontroli jest analiza wyników, oraz dobranie kolejnego treningu z uwzględnieniem analizy wyników co wymaga już wiedzy o fizjologii. Wytrzymałość budujemy na podstawie efektu superkomensacji Super to ona jest bo gdy na treningu zużyjemy przypuśćmy 40% (czyli zostanie 60%) z naszej baterii wytrzymałościowej, superextrakompensacja w pewnym dla nas okresie czasu odbuduje nam akumulator do 120% i jeśli w tym czasie wykonamy podobny trening który znowu wyżre nam 30-40% mocy będziemy poprzez takie jakby schody budować sobie wytrzymałość. Schody są stromsze na początku naszej przygody z trenowaniem a w miarę upływu przebieganych i przemęczonych kilometrów spłaszczają się. Dlategóż łatwiej z poziomu biegania 10 km w 60 min zejść do poziomu 45 min niż z 38 min na 33 min. Wszystko przez te schody czy jak kto woli wykres narastania superkompensacji. Tajemniczy dla nas okres nie daje się obiektywnie zmierzyć. Każdy trenujący ma inną regenerację, dlatego jeden wykona trening -40% po 2 dniach a inny trenujący dopiero po 4 dniach od ostatniego mocnego treningu. Jak zatem mierzyć i czym mierzyć parametry potrzebne do podnoszenia wydolności.

Od roku 1996 trenowałem z POLAREM, firma znana, uznana, sprawdzona. Polar mierzył tętno maksymalne, minimalne, średnie całości, średnie LAP (odcinka). Brakowało mi jednak pomiaru dystansu, prędkości, szybkiego zgrywania danych do komputera. Oczekiwane urzadzenie stworzyła firma GARMIN, seria sportowa to modele Edge oraz forerunner, oba wyposażone w czujniki tętna ( dwuelektrodowe jak w POLARZE ), w odbiorniki GPS, EDGE 305 dodatkowo w czujnik kadencji który jest nieodzowny do trenowania młynka na podjazdach. Wszedłem w posiadanie takiego oto modelu i tyram już z nim 6 miesięcy. Moje odczucia oraz możliwości urządzenia przedstawie w kolejnych wpisach z serii Edge 305

wtorek, listopada 27, 2007

Zimowy Kros

Wieczorny trening w czasie śnieżycy nie należy do najprzyjemniejszych, można go troszkę uprzyjemnić gdy ma się z kim go zrealizować. Taki własnie trening miał dziś miejsce z Szymonem lawecki.com o godzinie 17:30, 8 km dobiegu do lasu i 8,5 km krosu w masakrycznych warunkach. Padający śnieg oblepiał ubranie, ale najbardziej dokuczał gdy czepiał się butów. Z jednej strony to nawet większa efektywność treningu z ciężarami. Po wczorajszym wybieganiu ( 4:40"/km ) kros był dla mnie sporym obciążeniem, max tętno na podbiegu to 174, jednak serce czuło się lepiej niż uda które obecnie ciężko reagują na schody. W sumie wyszło prawie 17km zasuwania w tym syfie. Co nas nie zabije to nas wzmocni. Jutro 10 luzu.

poniedziałek, listopada 26, 2007

Reload

Zaczynam powolne przywracanie prądu w swym akumulatorze. Dziś pierwszy trening wprowadzający w odchłań kilometrażu. 14 km BC1 z prędkością 4'40"/km , warunki nie zachęcające do spacerów, + 1 stopień ciepła, wmordewind oraz duże opady śniegu. Samopoczucie dobre. Za dwa tygodnie ZAKOPANE ;-)

czwartek, listopada 22, 2007

Myo XP

Przeziębienie puszcza, więc jutro zapewne wyjdę na trening. Jeśli dane wam jest biegać wieczorami, a śniegu narazie brak polecam Myo XP jako wspomagacz.

środa, listopada 21, 2007

Przeziębienie

No chwyciło mnie cholerstwo 3 dni temu, obudziłem się z drapaniem w gardle i smarkaniem. Jak mnie wkurza to drapanie, smarkać mogę - na treningach się to wszystko wydali, ale gardło muszę oszczędzać i nie trenuje.

sobota, listopada 17, 2007

Sketchup google earth


Kolejna nowinka google earth, jeśli ktoś ma zainstalowaną nową wersję tego programu, i najedzie sobie na Warszawę np w okolice pałacu kultury, obniży horyzont pojawią się okoliczne budynki 3D ;-) (Pałac Kultury jest czerwony ;) ) Google wykorzystuje utopijne założenia globalnej sieci, mianowicie każdy robi koło siebie ;-) w sensie rysuje swój lub okoliczne budynki. Zatem wczoraj przez dzień cały ślęczałem na video lekcjami, z których naumiałem się nawet więcej niż wymaga operacja umieszczenia swego dzieła w google earth. A jak to zrobić Tutaj linka do lekcji - Naucz się ;-)
Pamiętajcie że ciekawych miejsc w każdej okolicy jest kilka , więc jeśli chcecie być pionierami zabierajcie się do roboty, zaczynając np. od własnej chaty.

czwartek, listopada 15, 2007

Upodlenie na basenie

Basen, przed pracą, 35 min pływania z przerwami. Może zrobiłem z 500 metrów, więcej nie. Mięśnie brzucha czuję wyjątkowo obecne. Rzadko mam dla siebie cały wolny tor, a dziś proszę bardzo, przez 5 min miałem nawet cały basen ;-) Ciężko będzie wypracować wytrzymałość na tego IronMana. Jakoś tak za mgłą widzę te 3,8 km pływania, lepiej widzę rower a już najlepiej bieganie, o ile będę sie ruszał po pływaniu i rowerze. Podobno jak wyjdziesz z wody i trafisz w buty to jest szansa na ukończenie ;-)

wtorek, listopada 13, 2007

niedziela, listopada 11, 2007

Geocaching

Dziś trening z geocaching, tak mnie jakoś natchnęło patriotycznie żeby schować skrzynkę w miejscu bitwy pod Iganiami w powstaniu listopadowym. Skrzynke ukryłem w drzewie ;-)Moja skrzynka Oczywiście nie wyszedłem specjalnie po to w tak piękny ponury i zimny dzień ;-) Pobiegałem a jakże. 12 km z czego 10 km po 4:35/km tak mi pokazał GARMIN edge 305 który monitoruje moje treningi. Chciałem ok 15 km i trochę wolniej, ale tak było zimno, że prędkość sama wskoczyła. Czuję jednak trochę tego Harpagana, przez około 30 min po bieganiu bolało mnie kolano. Trzeba będzie wcinać glukozamine, żelki, i robić ćwiczenia wzmacniające kolana. Teraz wchdzę w okres największego "ładowania akumulatorów " na pracy tlenowej. Nie wiadomo jeszcze czy wybiorę się na obóz do Zakopca. Muszę z żoną i córą ustalić. Jak nie to bedę się mordował po swoich lasach.

środa, listopada 07, 2007

The Spirit of the Marathon

Simon podrzucił linka o filmie który jest wyświetlany w USA, mam nadzieję że już wkrótce ujrzą go me oczęta. Na kino raczej nie mogę liczyć. Zapraszam do zajawki.

Kadencja

Wczoraj kręciłem 60 min na rowerze stacjonarnym. Głównym założeniem było utrzymanie dużej kadencji około 100-120/obrotów na minutę. Trening interwałowy, czyli 5 min na lekkim obciążeniu 70-80 obr/min następnie 5 min na dużym obciążeniu przy wysokiej kadencji i tak q.. do zajeb..... a pod koniec zrobiłem w sumie 7 min i ostatnie dwie minuty na max obciążeniu. Lało się z mnie okropnie, i nogi jak z waty miałem po wstaniu z siodła. Trening do zniesienia mimo tego że nie zmienia się otoczenie, a jedynie obraz w telewizorze. Treningami tymi wykonuję założenie Darka S. który to prowadzi ekipę chętnych w projekcie IronMan 2010, podejrzewam że już 2008 przy zakupie pianki i oczywiście dużej, dużej liczbie treninguf basenowych pokonam 3,8 Km pływania , 180 km rowerkiem a potem przebiegnę maraton. Trochę inna szybkość wykonywanych działań niż w AR ;-)

poniedziałek, listopada 05, 2007

Lęki ?

Dziś było 8 km biegania w ciemnościach po lesie. Fajnie się biega dopóki nie zaczną się lęki. Lęki nie występują zwykle na zawodach w nocy, omamiony uczestnictwem innych zawodników i mnogością światełek zapomina się o lękach. A na treningu, biegniesz sam, las jest spokojny, i lęki są uzależnione od szerokości drogi którą się poruszasz. Im szersza tym więsza przestrzeń dla naszego lęku. Jeśli biegniesz ścieżynką szerokości metra, jest mgła i nagle po jednej stronie widać odbicia 3 par oczu, które niewiadmono jak zareagują na światełko czołówki lęk nie ma za dużo miejsca na poszeżenie swego jestestwa. Jeśli oczy reagują i uciekają gdzies na boki lęki odchodzą, ale co gdy oczy nieruchomieją, przebiegasz obok i nie wiadomo co się z nimi dzieje , w którą stronę się obracać, dlaczego jest tak cicho.......Więc szukasz dla swego lęku szerszej ścieżynki i zwiększasz jedynie tętno bez zmiany prędkości co jest największym objawem lęku. Nagle się zamyślasz i przez następne 20 min masz wszystko w dupie, aż do następnej mgiełki i odblaskujących par oczu. Wydaje mi się to jednak bezpieczniejsze od ruchliwej drogi. Przynajmniej jest o czym pisać ;-)

niedziela, listopada 04, 2007

All na wygnaniu.


Szanowny kolega nasz i brat ALL opuścił na 4-letnie wygnanie ( dziwne że tyle trwa kadencja nowego rządu - czyżby tęsknił za startym ? ) kraj nasz %%%, trenować tam zamierza niesłychanie a i szkolić młodych łosi. Jak to wszystko przebiega można śledzić na http://www.orienteering.ovh.org/index.php?w=o_mnie

Pierwszy wpis


Witam na swym własnych lanserskim blogu ;-) Zacznę od opisania rajdu Harpagan 2007.

Ekstremalne zawody, znane pod nazwą Harpagan, miały obecnie swoją 34 edycję. Co roku, na wiosnę i na jesieni, gromadzą około 1000 zawodników, którzy odważyli się zmierzyć z trasą pieszą (100 km w 24h), trasą rowerową (200 km w 12h), lub też trasą mieszaną (50 km pieszo i 100 rowerem w 18 h) .
Moja decyzja o starcie została podjęta na tydzień przed imprezą, kiedy nie było już mowy o jakimkolwiek przygotowaniu przedstartowym, poszedłem zatem „na żywioł”, stając wśród 450 startujących na trasie pieszej.
Założeniem było bezbłędne nawigowanie w nocy na mapach sprzed 25 lat, czarno-białych 1: 50 000, słabej jakości ksero. Przyznam, że nawigacja, zwłaszcza w nocy do prostych nie należała. Warianty wymagały przemyślenia w czasie realizacji trzymania kierunku, pomimo terenowych przeszkód - ogrodzeń i bagienek. Sama mapa stanowiła wyzwanie, przy nocnym oświetleniu nie widziałem na niej granic lasu, a tym bardziej rowów i cieków wodnych, dobrze że kojarzyłem chociaż rzeki.
Fajne uczucie, gdy prowadzi się 15- to osobowy „tramwaj” w nocy w lesie. Gdy robi się tzw. wahnięcie, i gdy się oglądam, wszystkie lampki za mną robią takie same szlaczki. Bardzo dziwni ci ludzie, skąd niby wiedzą że biegnę dobrze? Idą za mną jak szczury za fujarką. Właśnie taki był przebieg na PK2, bagna, las, rowy, trochę dróg - a oni za mną, dobiegamy na punkt, przekładam mapę i ruszam dalej. Większość z nich już tu została. Tak więc w 5-cio osobowym” tramwaju” dotrwaliśmy do PK 6, a dalej „jechało” już trzech zawodników. Jeden z moich dwóch towarzyszy, Łukasz z biegajznami.pl (życiówka w maratonie 2:54) dotarł ze mną do mety. Popełniliśmy jeden błąd w końcówce trasy, mianowicie nabraliśmy się na krechę na rzece, która według nas była mostem, i tak oto straciliśmy 30 min, oraz – co najbardziej dotkliwe - suche stopy, przedzierając się potem do najbliższego mostu po różniastych bagno-rowach. W bazie po 53 km zameldowaliśmy się o godzinie 5 rano. Miało być 10 min przerwy, wyszło 15, potem z Łukaszem czekaliśmy jeszcze 4 min na 3-go z naszego tramwaju, ale nie pojawiał się, za to pojawił się deszcz i musieliśmy ruszać.
Ruszamy, teraz jakieś 9 km po torach. Człap- człap, po podkładach kolejowych. Stopy znowu zamokły, posuwaliśmy się tempem coraz bardziej ślimaczym, a to zwiększając, a to zmniejszając straty do prowadzącej 3-ki zawodników nawet do 11 minut.
Niestety po 80-tym km (jak to abstrakcyjnie nawet dla mnie brzmi ;)) stopy zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Ciekawe spostrzeżenie - gdy jak idę, to stopy bolą, jak biegnę to bolą mniej, za to ogólnie się czuje jak flak. Pozostawała zatem mieszanka stylów.
Ciekawy kryzys dopadł mnie na 85 km, czułem że coś mnie „trzepnie”, wziąłem pastylkę na pobudzenie – CARBONEX, Nutrendu i popiłem isostarem. Ale czuję, mimo wszystko, że mnie jakoś buja po tej drodze, poprawiłem batonem energetycznym i żelem. NIC. Dalej buja. Przez godzinę ślimaczenie, „haluny” typu: ktoś przed nami idzie w niebieskiej kurtce, jakiś samochód żółty stoi w lesie, widziałem też autobus z przebitymi kołami ... Dobrze, że nawigacyjnie nie miałem jakich objawień. Szło równo, do przodu.
Bardzo pomagały kijki trekkingowe, które zabrałem na drugą część trasy. Na 15 km przed metą pojawił się szaleńczy plan złamania 18 godzin , który wykrzesał w nas silną odwagę podbiegiwania dłuższych odcinków, typu 500 metrów, z prędkością 5.00/km. W tym momencie, było to dla nas szaleńczym pędem ...
Ostatecznie, „szaleńczy” plan został wykonany - 17godz 36 min. To, jak na pierwszy tego typu jednorazowy stopo- nożny wyczyn w terenie ekstremalnym, całkiem przyzwoicie.
Trochę boli to 4 miejsce (kartoflany medal), nie oczekiwałem jednak, że pójdzie lepiej, bez specjalnego przygotowania. Start miał być jednym z etapów przygotowania do przyszłorocznego Rzeźnika oraz projektu IM 2010.
Dla przybliżenia sytuacji, publikuję mapkę z punktami oraz śladami zapisanymi przez GPS GARMIN EDGE 305, który wodził mnie po tych dzikich terenach.
Teraz, gdy zdecyduję się wystartować na Harpie to z założeniem ukończenia trasy mieszanej lub złamania 16, może, może 15 godzin na pieszej - ale też dużo będzie zależało od miejsca w jakim będzie się odbywał.

http://www.lawecki.com/images/trasaharp34.jpg